Z tym sprzątaniem to jest dziwnie. Nie mobilizują mnie ani święta, ani wizyty gości. Kiedyś zdarzało mi się jeszcze sprzątać przed powrotem rodziców, ale od kiedy jesteśmy równego wzrostu ten argument jakoś stracił swoją moc.
Nie mam "porządnego" nawyku, to fakt. Zdarza mi się tkwić w swoim pierdolniczku przez pół roku, na luzie, aż nachodzi mnie takie...coś...Perfekcyjna Pani Domu na pewno ma na to określenie ...takie coś, że ani pora (środek nocy), ani środki ( czystości- zwykle brak) nie są w stanie tego powstrzymać. Tak zaczynają się WIELKIE SEGREGACJE.
Papierki po cukierkach w pięknych kolorach, super się błyszczą na słońcu - przydadzą się na zajęcia z dziećmi. Flakony po perfumach- wycofane serie, korki jeszcze trochę pachną, zawsze chciałam pójść na warsztaty tworzenia perfum. Piórka - zrobię z nich ozdoby na choinkę w przyszłym roku (???). Patyczki (patrz piórka ). Ścinki materiałów- od dwóch lat zaczynam szyć. Strony z gazet wszelakich, bo odcień nieba, faktura torebki, detal obcasa, a ja przecież mam malować. No i szyć. W komputerze to samo- widoczek, piesek, papużka, koralik, goły tyłek ( inspiracja). Tu błyszczy, tam świeci, tu kusi, tam nęci. Wszystko fajne, przyda się do, jest pomysł na.....Znacie to? No właśnie.
Człowiek zaczyna tonąć pod stertami tych arcy-istotnych rzeczy i szybko okazuje się, że zamiast InSPIRACJI przydałaby mu się ReSPIRACJA.
Dlatego też od kilku tygodni sprzątam, czyszczę, pucuję. Zaczęło się od jednej szafki, przeszło przez komputer, bloga ( to pewnie zauważyliście;), aż dotarło do drugiej, niewyremontowanej strony domu. Co prawda widok tego:
lekko mnie osłabił, ale później było już z górki. Może dlatego, że ja ogarnęłam z wierzchu, a resztę litościwie posprzątał Tata. W każdym razie, zaczyn pod nasze nowe powierzchnie życiowe zrobiony.
Przy okazji porządków przekopałam jakieś 50kg papierów, z którymi przeprowadzam się od podstawówki, a do których nigdy nie zajrzałam bo były opatrzone adnotacją "WAŻNE". Jak ważne, to wiadomo, nie wyrzuca się tylko dźwiga. To niesamowite, że człowiek tak mocno wierzy w swój geniusz, że wszystkiemu co kiedykolwiek stworzył nadaje status odkrycia co najmniej na miarę leku na raka. Nie umiem odpowiedzieć co mną kierowało, gdy kolejny raz przeprowadzałam się z segregatorami wypełnionymi kartkówkami z biologii, wypracowaniami na temat "Chłopów" i uwaga! dietami wyciętymi z "Naj", rocznik 1997. Przeglądałam, nie wierzyłam, wyrzucałam. Wszystko poszło na makulaturę. Tylko klasówki z matematyki i fizyki ocaliłam, na uciechę kolejnym pokoleniom.
No i pięknie. Znów się rozpisałam, a miało być krótko i na temat...
Zapraszam na bloga w nowej, odświeżonej formule. Do dotychczasowych zagadnień będę dorzucać to, co mnie inspiruje troszkę innymi niż dotychczas prezentowanymi "kanałami"- modę, filmy, zdrowie- bo nie samymi wnętrzami człowiek żyje. A jak nie zapiszę tu, to znów ugrzęznę w kreatywnej magmie. I co wtedy?;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz