Otóż to. Mamy problem i to prawie taki jak ten w Houston- w momencie gdy wszystko jest już ustalone, rozrysowane, ekipa w szale twórczym, okazuje się że zaczynają nam się sypać...ściany zewnętrzne budynku.
Długo się zastanawialiśmy, kto wpadł na to by podzielić mieszkanie w takich dziwnych proporcjach- salon jak boisko do piłki, olbrzymi hall i tycie komóreczki- łazieneczki. Do tego niektóre ściany grube na kilkadziesiąt centymetrów, a inne na pół cegły, mnóstwo wnęk, okna na dziwnych wysokościach, dosztukowane podłogi, pęknięcia ścian na wylot... Rozwiązanie zagadki przyszło w momencie, gdy zaczęło się zrzucanie tynków ze ścian. Pyk, pyk, jedna po drugiej odpadały warstwy tynku, odkrywając przed nami największą tajemnicę tego mieszkania- salon i przylegające do niego pokoje nie były kiedyś pokojami, tylko tarasem na dachu, zabudowanym z czasem drewnianą konstrukcją z wypełnieniem wiklinowym. Na te trzcinki ktoś zarzucił tynk i dopiero jak zaczęło się prucie ścian pod kable i grzejniki, to nam pospadały kapcie.