sobota, 30 lipca 2011

Figury malarskie

Nie potrafię nawet opisać swojego szczęścia gdy po kilku godzinach machania wałkiem ściany były PRAWIE białe. W tym przypadku prawie nie robiło mi żadnej różnicy. Takie symboliczne przejście od ,,może się uda" do ,,to się dzieje naprawdę" ;)

 

czwartek, 28 lipca 2011

Nowy UXUS

Pół zachwytu, pół dziw(n)oty. Genialna kuchnia, kapitalny gabinet, ładna jadalnia, reszta taka tiruriru.


 
  
 
 
 
fot. Dim Balsam, yatzer

22. Dalszy ciąg schodów


 
 
 
Bardzo dobry lakier, chyba najlepszy jakiego do tej pory używałam. Super konsystencja, idealny do malowania w pomieszczeniach gdzie istnieje ryzyko pochlapania obiektów obok- ma konsystencję galaretki którą wciera się w drewno. Bardzo szybko schnie, daje satynowe wykończenie.
Bejcowanie, szczotkowanie, lakierowanie, szlifowanie.....a na koniec i tak stwierdziłam że po zrobieniu podłogi pomaluję schody na biało.

gotowe, prawie

wtorek, 26 lipca 2011

21. Zaczynają się

Schody. Na pięterko.
Marzyły mi się schody dokładnie takie, jak te tymczasowe skombinowane przez Tatę-  obdrapane, surowe, nierówne, w kolorze przykurzonego drewna.

 
 

Dość długo upierałam się że skoro takie mi się podobają, to po co robić nowe- ale kwestie ergonomiczne (  skakało się po nich jak łania ) i fakt że boso się po nich nie przebiegnę bez umiejętności  fakira zadecydowały o konieczności zamontowania nowej konstrukcji.
Na początek szukałam pośród firm produkujących schody na zamówienie, ale naprawdę absolutnie nic mi nie podpasowało- te chromy, stopnie z  tłuczonego szkła, polerowane drewno, gięte poręcze, fuuuuuuuj.
Później szukałam gotowców, bo tak naprawdę chodziło mi o coś maksymalnie prostego, w stylu schodów młynarskich .
A na koniec mój ojciec chrzestny ( który  jest stolarzem i miał kiedyś bolesną przygodę z bryczką) zlitował się i zrobił mi takie schody że mucha nie siada. IDEALNE. Na początku wydawały mi się nawet zbyt idealne i chciałam się nad nimi trochę popastwić  ale po kilku dniach kontemplacji doszłam z nimi do stanu wewnętrznej równowagi.

 


Schody miały mieć kolor starego, osmaganego deszczem, morską wodą i pustynnymi wiatrami drewna ( taaaaak... ) więc przez kilka dni wcierałam bejcę, szczotkowałam, malowałam, ścierałam...Korzystając z okazji polecam bejce FOX- są niesamowicie wydajne.

 
 
pierwsze próby- platinum i gołębi

 
 
przed nałożeniem kolejnych warstw drewno dobrze jest wyszorować szczotką- dzięki temu słoje będą mieć wyraźniejszy rysunek, a na koniec będzie mniej szlifowania


Po milionie próbek i wszelkich możliwych kombinacji na-pod-obok  zrobiłam pierwszą warstwę rozwodnionym kolorem gołębim a na to dwie warstwy jaśminu wcierane szmatką. Patyna okazała się brokatowo-  perłowo- kiczowata, więc zostawiłam ją na lepsze czasy, np.dancing w sanatorium.
Efekt który osiągnęłam trochę mnie zaskoczył...przy sztucznym świetle schody okazały się nieco....eeeee....zielone? Po naradach z Tatą doszliśmy do wniosku że teoretycznie po lakierowaniu naturalny kolor drewna powinien się przebić i ocieplić trupi odcień bejcy.  To tyle teorii...

poniedziałek, 25 lipca 2011

Wpis dwudziesty. Historia pewnego stołeczka

Niedawno wspominałam o imprezowym stołeczku. Stołeczek zaskoczył mnie       ( jak na razie ) dwukrotnie.
Pierwszy raz gdy się spotkaliśmy.
Był ciepły ( aaaa może nie... chyba  padało) i jak zwykle  przemiły wieczór, wina dużo , nigdy za wiele. W którymś momencie wycieczka na stację okazała się nieunikniona .Zobaczyłam GO gdy wracaliśmy. Stała taka bida na śmietniku, zmoknięta ( czyli jednak padało), obdrapana, prześliczna, po prostu nie mogłam go zostawić.
Grupka dresiarzy pewnie długo nie zapomni widoku chwiejącej się na szpilkach dziewczyny która w pewnym momencie stanęła jak wryta przed stertą zamokniętych śmieci, krzyknęła gromko ,,omójboszeszlicznystoeczek aaaaaaaa szemuś tutachisami",  porwała zdezelowany mebel w objęcia i starając się wyglądać tak majestatycznie jak tylko można wyglądać będąc nietrzeźwą, na szpilkach, ze stołkiem, przemaszerowała obok i  zniknęła w bramie. 

Po czym postawiła stołeczek w kąt,  zapomniała  i  wróciła do domu ( też nie pamięta jak) . Następnego dnia rano stołeczek wywołał zaskoczenie po raz drugi- stał na dworze, na ganku pod drzwiami, w głowie zaczęło mi coś powoli się układać i przysięgam że poczułam się jakbym zostawiła na mrozie szczeniaka, którego dopiero co przygarnęłam ze schroniska. Stołeczek został dokładnie umyty, oszlifowany papierem ściernym i czeka na renowację. W ciepłym i bezpiecznym miejscu dodam, by uspokoić wszystkich obrońców bezdomnych stołeczków.

stołeczek rano, pod drzwiami...
i po pierwszych zabiegach

Go GIRL!

Półmetek; ściany rosną, poddasze właściwie skończone i się maluje, większość materiałów wykończeniowych kupiona, znajomi wyczuli pustą przestrzeń i obdarowują mnie różnorakimi dobrami;).
Prawdziwy American Dream , Grochola i Frances Mayes w jednym , wszystko pieknie,  ale gdybym wcześniej wiedziała że  to TAKA robota- chyba bym się nie podjęła. No dobra, na pewno bym się nie podjęła.
Połączenie obowiązków generała z szeregowym w pewnym momencie mnie przerosło, fizycznie i psychicznie.
Do ran ciętych, kłutych, szarpanych, siniaków, guzów, stłuczeń, obrzęków, otarć, zakwasów i innych atrakcji przyzwyczaiłam się dość szybko, zresztą poważnie podejrzewam że mam w sobie coś z masochisty- musi boleć, żeby było dobrze;).
Pod względem psychiki nie było już tak dobrze. Zmęczone ciało dwa razy gorzej  podejmowało ważne decyzje i przyjmowało informacje o opóźnieniach, przestojach, problemach technicznych, wyszczerbionych listwach, debetach i innych rewelacjach. Ból kręgosłupa, zdarty paznokieć, za duży bojler i krzywa ściana - pardon, ale tego  nikt nie wytrzyma. Jakiś miesiąc temu stwierdziłam że  koniec, finito, nie robię, no way.



Na szczęście niemoc była chwilowa i po dwóch tygodniach w trakcie których ma stopa na budowie nie stanęła, któregoś pięknego dnia obudziłam się i wiedziałam- już czas.
Uwielbiam zapach szpachli o poranku.

PS. Ciekawostka odnośnie stóp. Ze zdumieniem odkryłam że ciągnie mnie do szpilek które wcześniej  ( czyli jakieś dwadzieścia...yhm  lat)  omijałam baaaaardzo szerokim łukiem. Po barchanach w których wiszę na, pod, obok rusztowania tak mi brakuje kobiecości, że najchętniej biegałabym w koronkach i jedwabiach wszędzie, łącznie z warzywniakiem. Znajoma z zaprzyjaźnionej ekipy ( to historia na osobny wpis, Fenomen metr pięćdziesiąt wzrostu, 40 kilo żywej wagi, niebotyczne obcasy , jaja jak u byka)  skwitowała to tylko pełnym zrozumienia uśmiechem, od którego spuchłam z dumy ;)) 

czwartek, 21 lipca 2011

19. Zacieram, zacieram, zacieram....

 
 
 

 Trzeci miesiąc. Skończyłam walkę z gipsem na poddaszu. Po skosach, skosikach, załamaniach, obróbce okien myślałam ze  w kwestii zaciągania ścian nic mnie nie złamie. Na piętrze, przy ręcznym zacieraniu sufitu z rusztowania którym musiałam przyjmować pozycję....jakby to opisać.....emmmm...


 ... w moim życiu nic już nigdy nie będzie takie samo. Na pewno nie kręgosłup. Ale twarda byłam, dałam radę, obleciałam już prawie całe mieszkanie, ręce mam jak Pudzian- choć mniej wypielęgnowane...

Red


Czerwone wrota w chińskiej symbolice oznaczają wejście do bezpiecznego i bogatego świata.
To kolor zmysłów i uczuć.
A poza tym.....



Moje drzwi będą czerwone

    

wtorek, 19 lipca 2011

18. W poszukiwaniu straconej garderoby

Nowa wersja narodziła się z potrzeby  i ...ze snu.
Poprzednia koncepcja była wynikiem wygranej estetyki nad praktycznością- wrażenie przestrzeni okupione było właściwie całkowitym brakiem szaf i mikroskopijnym gabinetem, który na biurko i regał wystarczał, ale na ewentualny pokój dziecięcy już niekoniecznie. Z drugiej strony serce mi krwawiło gdy wchodziłam na strych i widziałam ten obłędny plac do jazdy rowerem , który trzeba będzie bestialsko poszatkować.
Chodziłam i wzdychałam, wzdychałam i chodziłam, aż któregoś dnia przyśniła mi się przedziwnej konstrukcji kuchnia, do której wchodziło się przez szafę. W szafie było zaplecze teatru,co akurat nie miało wielkiego wpływu na układ mieszkania ale grał wyborny kabaret i uśmiałam się setnie.To był prawie tak śmieszny sen, jak ten z żółtymi kapciami.



  

 


salon od strony wejścia
salon od strony okien

 
 
widok na jadalnię

 
 
Gdybym była ciasteczkiem w szklanym słoiku na blacie, miałabym taki widok. Bardzo krótko

łazienka
 
 
i jeszcze raz widok na kuchnię, od strony korytarza

 Przeniosłam kuchnię na miejsce gabinetu, w miejscu kuchni urządziłam jadalnię którą w razie potrzeby będzie można zamknąć przeszkleniem z zasłonami i zamienić w dużą, jasną sypialnię. Sama koncepcja kuchni jest prosta jak budowa cepa, zajmuje wnękę pod oknem i płynnie łączy się z dwustronną ( dostępną od jadalni i korytarza) szafą. W sumie ponad 10m.b zabudowy, powinnam się zmieścić. Teoretycznie....
Najważniejsze że główne założenie- totalny open space  z możliwością modyfikacji- zostało zachowane. Postawione zostaną tylko 3 ściany- do łazienki, reszta podziału to zabudowa. Co do estetyki, to widać moje legendarne już przywiązanie do jednego stylu;), co miesiąc zwrot o 180 stopni. Przeszłam już etap chłodnego minimalizmu, loftowej surowizny, ciepłego pierdolniczka, inspirowanej paryskimi piede-a terre elegancji a teraz po prostu wstawiłam wygodne meble. Znam siebie i wiem że którejś nocy po prostu mi odwali i pomaluję wszystko na barbie pink. Wiem też że takich nocy będzie wiele, więc mebli musi być mało, ścian do wyżywania się dużo.
Z tzw. nietypowych rozwiązań które zwykle oznaczają brak miejsca albo brak kasy ( w tym przypadku jest to idealnie wypośrodkowane połączenie):
po pierwsze zasłony zamiast drzwi do szafy ( podpatrzone oczywiście tu ). Będą się tarzać, brudzić i znienawidzę je przeokrutnie ale muszę je mieć.
po drugie okap w kuchni kombinowany niemożliwie ( o tym będzie wkrótce)
po trzecie oświetlenie za 12zl, o którym  jeszcze napiszę
po czwarte zabudowa meblowa ( szafy i kuchnia) wyszperana na drugim końcu PL za grosiki.
po piąte dużo staroci, mebli z odzysku a nawet ze śmietnika ( np z jednej z imprez wróciłam bez wstydu, za to z prześlicznym stołeczkiem)
po szóste dużo rzeczy które wyszły w tzw. trakcie i na bieżąco musieliśmy z tatą wykonywać chińskie kombinacje, oczywiście wszystkie sfotografowane i do zobaczenia.


Wreszcie osiągnęłam duchowe porozumienie ze swoim ja , które powiedziało  ,, weź dziewczyno nie p...ol tylko się  na coś zdecyduj ( i niech to będzie dobre) " .
Zdecydowałam się.
Od tamtej pory już tylko zacieram, zacieram, zacieram....