wtorek, 30 października 2012

131. Miało być/ jest

Drodzy Czytelnicy,

Dzisiejszy wpis miał być emanacją życia, radości i  zadowolenia z teraźniejszości. Miał promieniować pozytywną energią i  tym wszystkim ( cokolwiek to jest ) co sprawia że na twarzy osoby kończącej trwający 3 lata remont pojawia się błogi i nieco głupkowaty  wyraz spełnienia.
Wpis miał przyprawiać o szybsze bicie serca, wzrost ukrwienia ( najróżniejszych części ciała, zależnie od tego w jakim celu tu zaglądacie:)  i powodować masowe zrywy osób, środowisk, pokoleń całych, które właśnie uwierzyły we własne siły; odkryły pokłady kreatywności ukryte pod grubymi skorupami strasznej, niszczącej popkultury i poczuły moc zmiany swoich domów, mieszkań, pokoików, komórek i schowków na szczotki.

czwartek, 25 października 2012

Ot, historia taka spod warzywniaka

Najpierw zaniemógł manekin, chwilę później- ja.  Myślałam że spokojnie dam radę pracować do 18 na budowie, od 18 do północy odbębniać spotkania i projekty, a w weekendy pięknie wykładać zalety zawodu i regularnie, sposobem na mrówkę, przenosić się na nowe włości.

Jak łatwo się domyslić, rady nie dałam i po dwóch tygodniach zaczęłam słaniać się na nogach. Po trzech po prostu padłam, zbierając przy okazji wszystkie choróbska jakże typowe dla tej pięknej pory roku, których nijak nie mogłam się pozbyć metodami "na wampira", czyli czosnek, cebulę i miód.

Udałam się zatem do lekarza gdzie usłyszałam od pani doktor na start że się spóźniłam 3 minuty, dlatego mamy mało czasu i nie będzie mnie badać, a diagnozę wyda na podstawie opisu objawów.  Troszkę się zdziwiłam, ale jeśli można uprawiać seks przez internet to na pewno można też i w ten sposób ocenić stan pacjenta. Opisałam zatem najdokładniej jak potrafiłam-  odgrywając scenki zwyczajowe dotyczące  co bardziej efektownych objawów, jak to od dwóch tygodni gilam się po kolana, wypluwam wnętrzności w czasie kaszlu i wytapiam hektolitry cennej wody z powodu utrzymującej się na poziomie +38st gorączki, zabierając przy tym niestety kolejne minuty czasu pani doktor ( o tym, jak są cenne przekonywałam się przy każdym jej zerknięciu na zegarek). Po kilku moich zdaniach  w gabinecie padły te proste, a jakże znaczące słowa:

- No cóż. Jest pani chora.

Amen. Nabazgrała coś na świstku, który jak się później okazało opiewał na tabletki i  syropek za 100zl, oraz niezwykle uprzejmym i eleganckim gestem wskazała mi drzwi, zanim miałam okazję zapytać na co tak właściwie zapadłam i czy przeżyję.
Zachowałam się tak jak zwykle w podobnych sytuacjach, czyli jak ostatni jełop- podziękowałam grzecznie za łaskawe przyjęcie i bijąc pokłony, tyłem, opuściłam  gabinet.

W aptece siły witalne opuściły mnie po raz kolejny,  przy płaceniu rachunku  - nawet pani w okienku stwierdziła że jakieś strasznie drogie te pastylki dostałam- a nastepnie po zażyciu tychże. Jak się okazało pastylki i syropek absolutnie mi nie służą, rozrzedziły krew tak że kilka razy dziennie daję pokaz nosem niczem fontanny na podzamczu- z długim, 40 minutowym programem. Zbrukałam krwią chyba wszystkie możliwe powierzchnie w nowym mieszkaniu, niestety również białe fugi. Na szczęście któregoś razu, gdy potok z nosa trwał już dobre 30minut i zaczęło mi się to krwawienie nudzić, wzięłam szczoteczkę, mydło i okazało się że nowoczesne fugi są naprawdę odporne na wszystko.Wystarczy dobrze przeszorować i zejdzie każda plama.

Podsumowując ten długi i pozornie niezwiązany z tematem budowlanym ( a jednak) wywód, jakoś tam, wampirycznymi sposobami dociagnęłam do momentu w którym większość chorób ustępuje samoistnie, czyli do dni siedmiu. Ponieważ nie robiłam w tym czasie nic związanego z remontem / bo  oprócz produkcji dwutlenku nie za bardzo miałam siły na cokolwiek/ i historii projektowych do opowiedzenia z tego okresu  mam niewiele, pozwolicie że zajmę się produkowaniem w pozycji horyzontalnej kolejnych postów i nadrabianiem zaległości sprzed choroby.





A! News jest taki, że się przeprowadziłam;)

środa, 17 października 2012

129. Pierwszy krok ku Perfekcyjności


Na początku była dziura....


A teraz jest urządzenie z którym nie bardzo wiem co robić, oprócz przecierania go co chwilę szmatką

kto płyta, nie błądzi!

Przeszłam już telefoniczne szkolenie odnośnie gotowania wody na płycie indukcyjnej, mam nadzieję że nie zawiodę Babci która poświęciła kilkanaście minut na tłumaczenie zawiłości nowoczesnych rozwiązań technologicznych swojej nieco zacofanej wnuczce.
Babciu, pierwsza herbata będzie dedykowana Tobie;*

Dla dziennikarskiego poczucia przyzwoitości -  nie będę udawać że sama ją zamontowałam.
Mon(s)terTata w akcji:


Zaliczyłam także, jak w tytule- pierwszy krok ku Perfekcyjności. Co prawda dalej mogę jedynie lizać wypucowane pięty Małgorzaty Rozenek ( choć, jak donosi Pudel, raczej jej gosposi ) , ale......
 zupełnie przez przypadek odkryłam że płyn micelarny Avene  idealnie czyści zaśniedziałe srebro.
 Panom spieszę wytłumaczyć, że płyn micelarny to taki specyfik którym się zmywa tapetę z paszczy. 
Sposób bardzo skuteczny, aczkolwiek  ekonomicznym nazwać go nie można i chyba pozostanę przy czystej gębie i brudnym srebrze.

poniedziałek, 15 października 2012

Vintage Marie ( Olsson Nylander)

Bill i Marie Olsson Nylander realizację swoich marzeń zaczęli od kupienia nadmorskiej re....rudery.
Położony w Arild ( Szwecja) budynek pochodzi z 1970r i stanowi przykład budynku bez charakteru. Za młody na stylową chatkę, zbyt tradycyjny jak na współczesne budownictwo, w zachowaczych rękach nie miałby szans.
Na szczęście zarówno kończyny, jak i umysł Marie pracują na szalonych częstotliwościach dzięki czemu  typowa szwedzka chatka kryje w środku prawdziwą kopalnię DZIWÓW.

MARIE OLSSON NYLANDER-interior design-9


środa, 10 października 2012

128. Fifty shades of White.



Jeśli czytacie ten wpis, to znaczy że prawdopodobnie Jesteście równie zdesperowani jak ja i przy urządzaniu mieszkania brzytwy się chwyciliście. Mi brzytwa odcięła sakwę tuż przy przyrodzeniu dokładnie w momencie, gdy zabrałam się za urządzanie łazienki. Oznaczało to że: 
- albo poczekam aż klienci zapłacą zaległe raty ( buhahahaha)
- albo będę mieszkać bez łazienki
- albo zacznę kombinować.
Wiadomo, że wygrała opcja trzecia. Czas gonił, łazienka czekała już tylko na biały montaż.
Wiem , że pośpiech i w gorącej wodzie kąpanie nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. 
Wiem już także co na myśli miał sprzedawca, tłumacząc mi ( choć dość enigmatycznie) dlaczego odjechana hiszpańska umywalka za pierdyliard złotych jest przeceniona o prawie połowę.

Mógł od razu powiedzieć"bo ona zółta jest ", zamiast " jedną z charakterystycznych cech tej linii ceramiki jest indywidualne wybarwienie każdego modelu, które może minimalnie odbiegać od wyznaczonych przez firmę standardów".

Abstrachując od poetyckich opisów, nie przyszło mi do głowy by przez ten rok, gdy umywalka leżała w warsztacie porównać kolor szkliwa z glazurą. Okazuje się że biel ma naprawdę MNÓSTWO odcieni....





Ale, nie bądźmy drobiazgowi. Choć pierwsza przymiarka naprawdę ścięła mnie z  nóg i pchnęła w  otchłań rozpaczy, po chwili przyszła mądra, godna Perfekcyjnej Pani Domu refleksja:

"Zaoszczędzone 800zl piechotą nie chodzi, a dobre oświetlenie potrafi zdziałać cuda."  

Wystarczyło żarówkę zamienić na halogeny i cała żółć odpłynęła w siną dal. I wcale nie musiałam szorować tej umywalki bawełnianymi majtkami nasączonymi octem.



środa, 3 października 2012

126. Łazieneczka

Tu płyteczka, tam ręczniczek, 
Pojemniczek na patyczek 
Kibeleczek wraz z deseczką 
i czyścioszką cud-szczoteczką

Higiena nie języka, a ulepkiem smarowana
do momentu 
aż się pochorujemy
od tego zdrabniania

więc 

kawusi, herbatusi
Nie dostaniesz od tej

PANIUSI:)




Choć mozna już serwować w łazience.
Brakuje jeszcze silikonu, obudowy wanny, umywalki, szafek...ale kurdę belę, kibel działa!
Jest dom.