wtorek, 31 stycznia 2012

OPAKOWANIE TO WYZWANIE

Serdecznie zapraszam do obejrzenia pierwszej części  OPAKOWANIE TO WYZWANIE, kreatywnego serialu, który powstał we współpracy z portalem 6win.pl.

Występują: 
autorka bloga 
styropianowe opakowania
po raz pierwszy na ekranie- moja ceglana ściana...

My mieliśmy super zabawę przy kręceniu serialu, mam nadzieję że Wam także sprawi mnóstwo radochy ! 

Kolejne odcinki będą się pojawiać na stronie 6win.pl oraz  oczywiście, na MAJOLIKOWYM profilu fb.

Teraz już naprawdę musicie nas polubić;)))

Cuda z ledów i karton- gipsu

Płyty k-g to na polskim rynku stosunkowo świeża rzecz. Jeszcze świeższą jest oświetlenie typu LED. Oba rozwiązania dają sporo możliwości, ale nie da się ukryć że pomysłowość naszych rodaków w ich wykorzystywaniu ( chciałoby się powiedzieć- nadwykorzystywaniu) przekracza granice ludzkiej wyobraźni. Boskiej też. 
Poczwórnie obniżane podświetlane sufity, wnęki we wnękach we wnękach, pierdyliardy światełek na, w, pod kibelkami, wannami, półeczkami, fale, łuki, owale ( zwykle krzywe), każde światełko w domu inne.......aaaach. 
Co my, Polacy, robiliśmy kiedy tych cudów sztucznej i marnej maści ( bo powiedzmy sobie szczerze- k-g  jakościowo jest marne, ledy użytkowego światła raczej nie dają) ?.
Nie wiem, ale większość żyć już bez zaciąganych gipsem wnęk i mieniących się wszystkimi barwami  podświetleń  nie  może. 
Wytłumaczeniem tego fenomenu być może jest stosunkowa niska cena budulca ( choć wykonawcy za obróbkę k-g liczą jak za zboże). Być może dalej wyjątkowo bliska jest naszej mentalności stylistyka rodem z Dynastii podszytej prowincjonalną techniawką. A może tęsknimy za tęczą...



Serdecznie polecam research z poniższego linka. Niektóre konstrukcje są tak mistrzowskie, że obawiam się że samemu Salwadorowi Dali nie starczyłoby wyobraźni by coś takiego wykombinować. Zbiór prawdziwych, szajning lajk e star perełek na poprawę humoru :)

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Kamienne posadzki. Deknock

Jedne z najpięknejszych pochodzą z Brugii, gdzie produkcją wyrobów z kamienia od pokoleń 
zajmuje się rodzinna firma Deknock.

Małe dzieła sztuki pod stopami ( i kawałek historii).









87. Krzywa płytka nie jest zła?







Dobra też nie jest, ale żeby nie było że się poddałam;).
Po dość długim okresie niemocy wrócilam na PARKIET. Szału nie ma, ale przeszła mi sabbio-fobia. Już się tych skubanych krzywulców nie boję,choć co paczka to drżenie komór i pot niepewności. Tylko ta przeciwległa ściana tak daleko...

sobota, 28 stycznia 2012

86. New man in da house

 


Lump ze śmietnika, ale jaka klata...
Wypatrzony przez Sebę, przez Olę wytargany, u mnie znalazł schronienie. I wiernego wyznawcę- Edwarda. Nasz pies nie odstępował manekina na krok, tępo się w niego wpatrując. Trwało to do dnia gdy D. ulepił bałwana i Edward zmienił obiekt kultu.

Co do manekina- to prawie ideał; brakuje mu tylko kilku kończyn, ale nobody's perfect. Znam wielu facetów którym brakuje piątej klepki, absencja nogi to przy tym drobiazg :).
Mam wobec niego wybitnie niecne plany, dostaną mu się dziary.

czwartek, 26 stycznia 2012

Pozytywny wpływ czerwonego wina na....

KREATYWNOŚĆ

Zawsze twierdziłam, że lampka dobrego trunku przy pracy to mój number one.
To, że nie tylko zawartość pobudza - odkryłam niedawno...

Wszystko zaczęło się od propozycji stworzenia recyclingowej kolekcji dla portalu 6win.pl.

Najpierw przyjechały styropianowe wytłoczki w które pakuje się wina dla zapewnienia im bezpieczeństwa i stabilnej temperatury; później zaczęło się tzw. twórcze myślenie, czyli kombinowanie na ( dosłownie ) wszystkie strony co z wytłoczek można zrobić; a dalej było już totalne szaleństwo, ponieważ okazało się można z nich zrobić WSZYSTKO:)))
Styropian to genialny budulec-  lekki, bezpieczny, łatwy w obróbce. A forma tych pudełek, to już poezja...setki możliwości. Na początek mój faworyt- rosnący wraz z potrzebami stojak na buty.



Od wczoraj powoli, pomalutku w internetowej przestrzeni zaczynają krążyć pierwsze efekty współpracy MAJOLIKI & 6win.pl- zapraszam na nasz profil FB oraz stronę KOCHAM WINO.



Dear Ingo, popatrz na...

PANIE.

Dziś kilka propozycji zupełnie nierealnych ; po pierwsze- wymagających wysokiego sufitu, którego mi zdecydowanie brak, po drugie dość dużej ilości gotówki, której brak mi jeszcze bardziej.  Dlatego po raz kolejny proponuję zupełnie bezinteresowne podziwianie lizanie ( żarówki ) przez szybkę.

W ,,powłóczyste" lampy Pernilli Jansson wplątałam się już dość dawno, ale do tej pory nie mogę się otrząsnąć; po pierwsze- z powodu bardzo poetyckiej formy, po drugie- z pomysłu na wykorzystanie marketowych taniochów, tzw. lamp kanałowych ( leżą na tej samej półce co moje lampy garażowe)













 Polka  Iwona Kosicka proponuje równie dziwaczne, wywołujące gęsią skórkę oświetlenie.


Iwona Kosicka: Lampa sufitowa Arana 22
 Iwona Kosicka: Lampa sufitowa Arana 24
Iwona Kosicka: Lampa sufitowa Arana 14


Obie propozycje ( choć wg. mnie dużo ciekawsze są jednak lampy Pernilli) sprawiają że równocześnie się ich boję i nie mogę przestać się gapić. Chyba dlatego, że wyglądają jak pająki...a kto mnie zna ten wie, że w zależności od tego jak daleko pająk się znajduje ode mnie, albo zamieram jak słup soli albo zaczynam wrzeszczeć.
Nijak nie mogę pojąć tego, że mam przewagę w masie:)



Podszyta strachem słabość do ww oświetlenia dodatkowo, podprogowo, wiąże się z długoletnim zadurzeniem w Dear Ingo Rona Gilada dla Moooi; projekty pań w swej pajęczej wysokości bardzo mi ten obiekt westchnień przypominają.




wtorek, 24 stycznia 2012

85. Lampatania

Pamiętacie odcinek Seksu w Wielkim Mieście, w którym Carrie z przerażeniem odkrywa że nie stać ją na czynsz, ale w szafie ma równowartość apartamentu na Manhattanie?

Dokładnie to samo przeżywam teraz, gdy otwieram szafę pełną falbanek, cekinów i szpilek ( sztuk ....dziesiąt ( !!! ) w poszukiwaniu kolejnej dresowo- remontowej szmaty. Co prawda u mnie nawet na kawalerkę by nie starczyło, ale na niezłą furę owszem; a w samochodzie, co wiemy z amerykanńkich filmów na upartego też można mieszkać. W takich chwilach zwykle zastanawiam się czemu w wieku 18 lat nie myślałam o tym, że warto inwestować w czajnik. Albo bezpieczniki. Albo taki bojler na przykład.

Ciekawe.

Zaczynam popadać ze skrajności w skrajność, przy czym obecny kierunek jest chyba bardziej humanitarny  niż w czasach gdy potrafiłam zostawić czterocyfrową sumkę w Sephorze . Zamykam oczy przy sklepach z butami, zatykam nos przy perfumeriach, zapewniam sobie namiastkę drinków nad turkusowym morzem oglądając katalogi biur podróży, a zamiast mebli kupnych ściągam wszystko co mi wpadnie w ręce z pobliskich śmietników, strychów, piwnic i tym podobnych. Mania zdobywania- nie kupowania, wyćwiczona w latach dziecięcych gdy z Babcią chodziłyśmy na lumpeksowe polowania doprowadziła do tego, że ostatnio NAPRAWDĘ planowałam przyniesienie ze śmietnika starego zlewu, który jeszcze trochę się nadawał ( a tak naprawdę to już nie bardzo ). Niedługo zacznę okradać bezdomnych z kartonów i reklamówek.

Wracając do tematu, nieśmiało mogę powiedzieć że w wymyślaniu rozwiązań za złotówkę przebijam nawet Antheę Turner, która proponuje związywanie włosów majtkami zamiast gumek.
Zdobyłam już lodówkę, część mebli, mnóstwo dodatków, a teraz dostaję ślinotoku w działach przemysłowych w hipermarketach i składach budowlanych, gdzie za grosze kompletuję to, czego na śmietnikach akurat nie ma. Szukając takich lamp, na przykład, których mamy od wuja i ciut ciut, od razu zapowiedziałam że tylko te i żadne inne:

Oprawa OVAL




I słowu stało się światło; były protesty rodziny, delikatne sugestie że może jednak coś bardziej eleganckiego, ale wszystkich przekonała cena.
7, 95 zl.

Any questions?






Pierwsze przymiarki udowodniły że to bardzo dobry wybór- lampy genialnie pasują do cegły czerwonej, bielonej, do metalowych podciągów i gładkich białych ścian. Na korytarzu kolejne punkty ( jako że stłukliśmy tynki i nie ma w co się wkuć z elektryką) będą połączone czarnym grubym kablem układającym się w napisy ( pisałam o tym tu- http://wmaju2.blogspot.com/2011/12/71-kabloza.html).

Tym oto sposobem opędzę cale oświetlenie w 200 zl.
Chyba wpadłam w (chwilowy) samozachwyt.



84. Kto smaruje ten jedzie....

Tyle teorii, a jak to wygląda w praktyce?

Od początku remontu , a to będzie już jakieś...hm.... dwa lata? powtarzałam jak mantrę: byle do wykończenia ( przy sprzątaniu ton 30-letniej wełny szklanej w 30- stopniowym upale), byle do wykończenia ( przy ocieplaniu poddasza), byle do wykończenia ( gdy po ociepleniu zaczął przeciekać dach), byle do wykończenia ( gdy zacierałam 400 m karton- gipsów) ....aż doszliśmy do tego wykończenia. W stylu mistrzowskim poszły takie banały jak elektryka, podłączenia ( może z wyjątkiem wody;), trzykrotne malowanie, restauracja klatki schodowej i powiem szczerze, że powoli ta łatwizna zaczynała mi się już nudzić. W pewnym momencie stwierdziliśmy z Tatą ( a było to jakiś miesiąc przed Gwiazdką)- eeee, jeszcze tylko podłoga, łazienka, dwa tygodnie i się przeprowadzam. W Sylwestra sponiewieram się na swojej ziemi. TEJ ziemi.

Skoro Tata powiedział że układanie gresu to łatwizna, to przyjęłam to za pewnik, w końcu to Tata, prawda? Nie wiedziałam, że on też nigdy wcześniej nie kładł płytek...

Zatem gdy się już o tym dowiedziałam, to na wszelki wypadek poprosiłam zaprzyjaźnionych właścicieli ekipy remontowej żeby zrobili mi błyskawiczne szkolenie. Kupiłam piwo, bo na oko tylko piwa brakowało ku pełni szczęścia i....to była piękna katastrofa.
Najpierw okazało się że nie mamy odpowiednich narzędzi, więc całą kasę przeznaczoną na autoprezent gwiazdkowy( który miał mi wynagrodzić rok bez urlopu, nowych ciuchów, butów, kina, restauracji i innych takich tam zupełnie zbędnych kobiecie dupereli)  upłynniłam w ciągu 10 min.
Sztuka wymaga poświęceń.

Tuż po tym jak nabyłam nieszczęsną piłę która WCALE nie jest ładna, nawet w połowie tak jak maszyna do karton-gipsów- podpatrzyłam, że od rodziców pod choinkę dostanę mopa parowego ....w tym momencie skończyło się moje dzieciństwo. 

Przyjechała Aga z Marcinem, moi guru remontowo- budowlani.

Zgodnie stwierdziliśmy że najpierw obowiązki, później przyjemności, skoczymy na chwilę na górę, nauczę się co i jak.....i to był wielki błąd, bo zdecydowanie powinniśmy byli zacząć od piwa. Aga, która trzaska całą łazienkę w jeden dzień tu nad jedną płytką potrafiła pastwić się pół h. Z godziny na godzinę ( a spędziliśmy ich w pozycji klęczącej 6) cała nasza trójka była coraz bardziej wkurwiona, tzn Aga z Marcinem klęli na Tubądzin, a ja cicho chlipałam w kącie, bo wiedziałam już że sobie  z tym sama nie poradzę.

 Poniżej dokumentacja pierwszego, feralnego dnia- czyli diabelskie początki, po których straciłam wiarę. Pierwsze paczki trafiły się jakieś pomarańczowe, otwieramy kolejne a tam płytki prawie białe- dokładnie widać to na środkowym zdjęciu. BTW, zamawiając Sabbia bianco myślałam że wszystkie będą takie jasne.Trochę się rozczarowałam...





Po wspomnianych 6h mieliśmy ułożone jakieś 3m.kw, czyli porażającą ilość. Dostałam mnóstwo cennych rad, ale i tak na koniec usłyszałam że przede wszystkim powinnam się pomodlić- bo oni sami by psychicznie nie wytrzymali. Po 3 metrach. A ja mam 60+.
Zatem najpierw napiłam się piwa, później odpuściłam układanie na jakieś dwaaaa albo i trzy tygodnie,  dalej regularnie pijąc piwo, rozważyłam propozycję udania się do kościoła ( w moim przypadku i tak niewiele by to dało, więc odpuściłam) i zabrałam się do roboty.... 
Nigdy wcześniej ręce nie trzęsły mi się tak jak przy tej pierwszej płytce. Nigdy.
Medytowałam nad nią chyba z godzinę,próbując doścignąć wzór niedościgniony, Agnieszkę. Moja pierwsza płytka przy jej kawałku wyglądała jak ząb opanowany przez parodontozę. Kilkanaście kolejnych również.

I tak to się ciągnęło przez kilka pierwszych dni, gdy kładłam oszałamiające pół metra dziennie ( w porywach do metra jednego) aż przyszedł Tata i dał mi rozgrzeszenie- rób, dziecko, jak potrafisz. Najwyżej kupimy gruby dywan.

No to robię.

niedziela, 22 stycznia 2012

82. Sabbia, Natura di Terra, Tubądzin. Wichry namiętności.

...czyli historia wielkiego chaosu.
O tym, ile wersji podłóg już przerabiałam- było.
O tym, że nie zdecydowałam się na wylewkę malowaną na biało czego dalej bardzo żałuję- też było.
O tym, że Tubądzin daje ciała ( z uwzględnieniem tylnej części)- jeszcze nie było, zatem prosz:)))

Nie wiem czemu nie wpadło mi do głowy przejrzeć wszystkich 60 paczek gresu tuż przy odbiorze; może dlatego że prowadziłam wtedy kilka projektów, codziennie oglądałam te pieprzone płytki dla klientów z dokładnością pracownika laboratorium i doszłam do wniosku że płytka to płytka, co za filozofia? A może dlatego, że było lato, parno i porno,  +30 stopni i trzeba było przenieść te 60 paczek po 23kg każda z samochodu dostawcy na piętro; obie opcje są prawdopodobne.

W każdym razie- nie obejrzałam, nie sprawdziłam, mea KUPA. Zajrzałam do nich teraz- czyli po prawie pół roku - i o żesz k...
Płytki zdecydowanie targane są wichrami , niekoniecznie namiętności- każda wygięta w inną stronę, raz wypukłe na brzegach, raz po środku, czasem po osi, do tego drobne niuanse kolorystyczne...hm....



Rozumiem, że dla większej ,,naturalności" płytki mogą mieć nieregularne maziaje, ale żeby różnić się w pełnej masie i krasie o kilka dobrych odcieni, to chamstwo, prostactwo i ogólny Armagiedon jak mawia moja zacna psiapsióła Malina. Na wzornikach miały niemal jednolitą, zbliżoną wyglądem do rozbielonego piaskowca strukturę.

Ponieważ przeżywam właśnie szeroko pojęte zwątpienie w kondycję ludzkości ( oraz płytek) doszłam do wniosku że taka karma, kolejny raz się dało dupy i już. Segreguję płytki od najjaśniejszych do najciemniejszych, od najprostszych do tych całkiem porąbanych, po raz kolejny zbliżając się o kilka danów do świętości i liczę na to że jakoś to będzie.
Jedyny plus- zapłaciliśmy za I (powiedzmy) gatunek tyle co za II, więc przymknięcie oka na takie drobne niedogodności przychodzi trochę łatwiej.
Szkoda tylko, że po raz kolejny okazało się że polskie niestety dalej znaczy gorsze- w przypadku podobnego formatu włoskiej firmy który układałam u klientów takich problemów nie było. a tak chciałam wesprzeć rodzimy biznes...

Podsumowując- płytki są ładne. W kategorii ,, format deski , ale nie deska, tzn. drewno chamsko udawane" ( wymyślonej oczywiście przez moi ) oprócz niemieckiego gresu w ujmującej cenie 480zl/ m Tubądzin prowadzi.

Żeby nie było, że kończę post negatywem;)

czwartek, 19 stycznia 2012

Się klejam...

No, i więc, no bo, ten teges, zmęczona kurde jestem.
Od kilku miesięcy mój plan dnia wygląda następująco:

9.00 - 12.00 dryń dryń, mailu mailu, gadu gadu,  projekcik
12.00 - 22.30 gips, płyty, kleje, piły, obcięte kończyny
22.30- 02.00 poprawki, oferty, cv, poprawki
9.00-12.00 DRYŃ DRYŃ...
A w weekendy wykłady. Na które czekam z utęsknieniem, bo wreszcie mogę cały dzień siedzieć na tyłku i opowiadać o ładnych obrazkach!!

 Trochę dziwnie mi jest tłumaczyć znajomym, że spotkamy się za trzy miesiące. Albo że nie mam siły na obejrzenie 20 minutowego serialu. Albo trzeci rok z rzędu nie pojadę nawet na weekendowe wakacje, bo muszę kupić piłę do cięcia glazury.

Doprowadziło to do takiego stanu że gdy ostatnio odbyłam ostatnią wizytę u dentysty z niekończącej się  ( przynajmniej mojemu kontu tak się wydawało) serii polegającej na leczeniu kanałowym BEZ znieczulenia- to zastanawiałam się czy nie wybić sobie kolejnej jedynki, bo to była jedyna okazja gdy mogłam bezkarnie położyć się na wygodnym fotelu w ( o zgrozo!) ciągu dnia, w (o zgrozooo!!!) tygodniu...

Korzystając z okazji, jako osoba ciężko doświadczona przez życie i imprezy apeluję- nigdy, przenigdy nie huśtajcie się ze szklaną butelką piwa. To grozi bardzo poważnymi konsekwencjami finansowymi i utratą godności. Tylko aluminium!


Na plus- do perfekcji opracowałam metodę Scarlett O' Hary, czyli ,,pomyślę o tym jutro" ( o tym- drugim kredycie, odkładanych od kilku lat drogich badaniach, ginekologu który niedługo przestanie być ważny bo wejdę w stan menopauzy...)

Ok, z  tym ,,pomyślę" też różnie bywa;), po prostu wstaję i działam, robocik, cyk cyk.
Nacykałam ostatnio fajnych tematów, oj tak- jak tylko odeśpię, troszenieniuniątku, wrzucę.

O manekino - voodoo,  zupełnie nieerotycznym i niereligijnym spędzaniu dni całych na klęczkach oraz innych przypadłościach o których wielkim i niewielkim tego świata być może się śniło, ale nic nie powiedzieli.

wtorek, 17 stycznia 2012

Laurent Corio. 2:2=4

Dziwne równanie, ale nie od dziś wiadomo że matematyka ma przede mną same tajemnice...więc muszę się ratować własnymi zasadami.
A ten PAN potwierdza moją tezę, że z pustego Salomon jednak naleje i cudowne rozmnożenia się zdarzają- nie tylko w przypadku butów.

Z dwóch nóg cztery! Voila!



reworked furniture

reworked furniture


Laurent Corio

niedziela, 15 stycznia 2012

81. Po drugiej stronie

Jest na biało...


Czerwone na białym, białe na czerwonym. Oczywiście non stop muszę się tłumaczyć dlaczego tak ( i czy wielką patriotką jestem), więc odpowiadam- to flaga Monako. 
Ewentualnie truskawki ze śmietaną, albo wybity ząb na śniegu...