czwartek, 30 czerwca 2011

Ładnie?

Miało być biało, ale z czarną ścianą.
Nowocześnie, ale retro.
Pusto ale z bibelotami.
Prosto ale krzywo.

Miało nie być- krzykliwie nowocześnie i zatęchle starodawnie.
Zimno i duszno.
Ślisko i ciężko.

Hasło przewodnie- No Name. Mieszadło, mydło i powidło- ale w klamrach.
Bardzo zależy mi na tym, by mój dom był odbiciem, dopełnieniem tego jakim jestem człowiekiem a równocześnie- nie zmuszał do stania w miejscu, stymulował i zmieniał się równocześnie ze mną. Obrastam powoli w pomysły, przedmioty, kolory i materiały- i to wnętrze powinno na te zmiany reagować.Kiedyś wizja wprowadzenia się do ,,nieskończonego" domu napawała mnie przerażeniem, prawdopodobnie udzieliło mi się to przez mój zawód, gdzie opcja ,,full wypas w dwa miechy" to norma. Wszyscy chcą wprowadzać się do renderów z zaprogramowaną zupą i bukietem kwiatów. Ja dziękuję- wolę żyć dwa lata bez stołu, niż kupić koszmarek który do końca życia będzie mi odbierał apetyt. Spotkać wreszcie ten jedyny, przeżyć spełnienie, ekstazę estetyczną;)- to jest to!

Z pewników- jasna, najlepiej biała podłoga. Najbardziej podobała mi się opcja wylewki pomalowanej białą farbą basenową, niestety przepadła z kretesem ze względów praktycznych ( wymaga odmalowywania niemal co rok). Musiałam zatem poszukać innego rozwiązania- ale to pieśń przyszłości,temat rzeka.
Białe ściany, z opcją przemalowywania w zależności od nastroju. Zero fakturek, tapet, ceglane elementy w zupełności wystarczą za ozdobę.Tanie, pomysłowe rozwiązania. Kombinowanie.Częste wizyty w składach budowlanych i na śmietnikach. Meble które coś dla mnie znaczą- albo którym łatwo będzie mi nadać znaczenie, spersonifikować. Dużo miejsca na to, co się wydarzy w przyszłości.
Brzmi enigmatycznie, ale bedzie dobrze, zobaczycie;)

Kilka wnętrz o których ciężko powiedzieć by były bezpośrednią inspiracją-  ale zatrzymały mój wzrok na dłużej.To strasznie stare zdobycze, z czasów gdy nie planowałam podawać ich dalej więc są bez opisów.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

środa, 29 czerwca 2011

Wpis szósty ; pierdolniczek, czyli czym marzą dziewczyny...

Szczerze mówiąc- nie mam pojęcia, więc w imieniu ogółu wypowiadać się nie będę ale...
5 warunków które ( mój) idealny dom spełniać powinien:
1) Garderoba.
2) Garderoba
3) Garderoba
4) Miejsce do jogi
5) No i garderoba oczywiście.

Prawdą jest, że każdy z nas ma więcej rzeczy niż potrzebuje. Prawdą jest, że w każdym z nas siedzi kutwa która zbędnych ( przeszkadzających, uwierających, niewygodnych) rzeczy nie pozwala wyrzucić. Co roku robię wielkie wyrzucanie i co roku przegrywam z kretesem, co bardzo boli mnie jako osobę która chce żyć jak najprościej, najlepiej w beczce, owinięta workiem jutowym. Efekt- 7 metrów szaf załadowanych od góry do dołu dobrem wszelakim, regularnie przewalanym, poniewieranym, wyklinanym, skazanym na wieczną tułaczkę w kartonach, pudełeczkach i siateczkach. Farby, pędzelki, papierki.Szmatki, koraliki, cekiny. Stare zabawki, zepsute aparaty, rury kanalizacyjne (??), kapelusze, peruki. Zdjęcia z gazet ,,na wieczne czekanie"-  za 20 lat staną się inspiracją do obrazu....codziennie, gdy tonę pod kolejnymi rzeczami wypadającymi z czeluści, gdy przez tydzień nie mogę znaleźć TEJ spódnicy, gdy dałabym sobie rękę uciąć że gdzieś tu miałam taki kawałek sreberka absolutnie niezbędny w danej chwili - nooo, wtedy to....

sobota, 25 czerwca 2011

Wpis piąty - ślimak, który przepadł

Wyobrażenie o swoim domu. Chyba każdy je ma. Stół, krzesła, ulubione przedmioty. Kuchnia duża lub mała. Prysznic albo małe spa. Sypialnia niewinna lub zmysłowa. Czarne albo białe.
Po latach projektowania dla innych nie umiałam zatrzymać się i skupić, pomyśleć o miejscu dla siebie- najpierw wizje zmieniały mi się jak w kalejdoskopie, równolegle do realizowanych projektów, później wszystko rozmyło się, przetarło, zginęło pod kolejnymi warstwami. W momencie gdy zapadła decyzja o remoncie i nadszedł czas podejmowania konkretnych decyzji, byłam jak dziecko we mgle, z kiblem na środku.

Stan naszego domu, jego układ, konieczność podzielenia strychu na dwie odrębne części, techniczne problemy, dziwny układ okien...wyzwanie. Zwykle trudne przestrzenie mnie nakręcają, mobilizują,. Taktuję je jako doskonałe ćwiczenie dla mózgu.
W przypadku własnego domu podeszłam do sprawy zbyt emocjonalnie- zbyt wiele swoich ,,chceń" próbowałam upchnąć na powierzchni która nie była na to gotowa. Zbyt wiele fantazji, wyobrażeń niedopasowanych do charakteru budynku, do jego proporcji, historii, otoczenia. Prawie rok, krok po kroku, cegła po cegle oswajałam się z przestrzenią która miała być moja, a była ( jeszcze) totalnie obca. Dzień po dniu, obserwując, badając opracowywałam rozwiązania które będą właściwe. Nie imponujące, kapcie spadają, woooow....po prostu właściwe.Takie,jakie powinny być. Uczestnicząc w każdym etapie, w każdej nowej ,,warstwie" zrozumiałam na co mogę sobie pozwolić, a czego ten dom nie przyjmie. Nabrałam pokory. Wyrzuciłam z głowy pomysły, które - choć na początku nie wyobrażałam sobie bez nich życia- tu wyglądałyby śmiesznie, karykaturalnie. Zrezygnowałam właściwie ze wszystkiego, o czym myślałam na początku i jako największy sukces odbieram to, że mi niczego nie żal. Dziś czuję że naprawdę polubiliśmy się z  moim domem i to może być początek pięknej przyjaźni;)
Ale ale....
Pierwsza wersja  ( która powstała jeszcze na etapie porządków) tuż po stworzeniu wydawała mi się fenomenalna. Zjawiskowa. Błyskotliwa. No po prostu...
Na szczęście nie przeszła, ale na opis zasługuje. Będzie też doskonałym punktem porównania dla kolejnych koncepcji (których mało nie było, zaprezentuję te najzacniejsze).

Drodzy Państwo- ŚLIMAK.
Pomysł, który powstał równie spontanicznie jak dziura na moim kolanie tego samego dnia. Skoro WC musi być na środku, a zawsze marzyłam o wielkiej łazience, cały świat od teraz będzie się toczył wokół niej. Mokry układ słoneczny. Plan zakładał takie genialne rozwiązania, jak ciasny korytarz, przechodnia kuchnia, otwarta sypialnia, kiszkowaty salon oraz niemal całkowity brak szaf ale przez kilka dłuuuuuuugich chwil wydawał mi się jedynym zasługującym na uznanie. Patrząc z perspektywy czasu wydaje mi się, że to chore zauroczenie wynikało raczej z fascynacji programem SketchUp który odpaliłam tego samego dnia i na ślimaku się go nauczyłam. Ślimak odszedł, SketchUp to dziś mój najlepszy kumpel.
stan piętra po wyburzeniu ścian

stan piętra po pierwszym podziale- lewa część moja, prawa mojej Sister

piątek, 24 czerwca 2011

Jak NIE robić inwentaryzacji

Jako projektant z dziesięcioletnim doświadczeniem informuję, że inwentaryzacji nie należy:
ROBIĆ TAK JAK JA
Po pierwsze- pierwszy raz na inwentaryzację porwałam się na etapie pierdolnika. To nie jest najlepszy pomysł ogólnie.
Po drugie- na kolejne pomiary weszłam na strych po posprzątaniu grubszych śmieci.Część zalegała jeszcze pod ścianami, więc mierzyłam ,,po kawałku", brnąc przez obłoki wełny. Równie nieskuteczna i niefortunna metoda, oprócz braku większości danych można się (co najwyżej) nabawić licznych siniaków.
Po trzecie-gdy jest już posprzątane, zamiecione, wyniesione, no cud malina po prostu, a wykonanie pomiarów wydaje się najwłaściwszą i najprostszą  rzeczą....
Wtedy okazuje się że nie ma bata, coś jest nie tak.W poniedziałek jedna ściana ma 6m długości, we wtorek- 7m. Wysokości co chwila inne. Mierzę wzdłuż, w poprzek, po przekątnej. Fragmentami i po całości. Za każdym razem inaczej. Wszelkie próby wykonania rysunków instalacji spełzają na niczym, bo jak wytypować położenie kibla, skoro może wylądować w salonie? Przeżywam męki pańskie przez kilka dni, co noc śni mi sie miarka zapętlona na gardle...aż Tata wyciąga stare plany i okazuje się, że nasz dom jest idealnym trapezoidem, czyli kompletnie nie trzyma się kupy, o katach nie wspominając. Dwie ( pozornie) równoległe ściany różnią się długością o 120 cm!
Jak już do tego doszliśmy, to stwierdziłam że kibel może być gdziekolwiek, nawet w salonie.
I tak powstała wersja pod oficjalnym tytułem ŚLIMAK, nazwa robocza- WCenter, o której jutro...

Wpis czwarty - drewno nosili, aż ucho się urwało

 
 

Nosili nosili, aż wynieśli. Razem z dzbanuszkami. Po prawie 3 miesiącach udało nam się doprowadzić strych do stanu względnie użytecznego, niemalże poprawnego. Dokopaliśmy się do starej podłogi, tzn do legarów na których leżała, bo podłogę zeżarło (?). Wszyscy przeszli chorobę szklano- wełnianą ( wysypka, duszności, nieostre widzenie) ale teraz mogę opalać kiełbasę na ognisku bez użycia kija. Skóra z azbestu i pośladki ze stali.

środa, 22 czerwca 2011

WPIS TRZECI- dzieci śmieci

 Nadszedł dzień, gdy zabrakło wymówek- uzbrojeni w maski i rękawice ruszyliśmy na strych.
Wynoszenie samych śmieci trwało kilka tygodni, kolejne zajęło nam wyburzanie zbędnych ścianek.
Oprócz znalezisk tyleż zaskakujących co zupełnie niepotrzebnych, jak wspomniane tony wazoników czy starych ubranek dziecięcych odkryłam skupisko książek. I wsiąkłam....Co karton- kolejne piękne albumy i książeczki dla dzieci. W strasznym stanie- zakurzone, nasiąknięte pyłem z wełny szklanej, zawilgocone; co tylko mogłam, ratowałam. Przez niemal tydzień, codziennie, po 6-7 godzin ślęczałam nad rozpadającymi się stronami. Efekt? Kolekcja jakiej będzie mi zazdrościć każdy dzieciak;). Ilustracje, jakich dziś się już nie spotyka. Historie, które ścinają krew w żyłach ( zdumiewająca jest szczerość przepełniająca książeczki sprzed 30-40 lat. Babcia nietrzeźwa? Sąsiad umarł? w psiej kupie się nie grzebie?no problem...).
Sporo egzemplarzy było na tyle uszkodzonych, że udało się zachować tylko pojedyńcze strony. Za to jakie strony....
takie, które bardzo chętnie bym Wam pokazała.


Po zakończeniu remontu ilustracje oprawię i powieszę 

poniedziałek, 20 czerwca 2011

UXUS

Kiedy zobaczyłam ich prace, stwierdziłam - chrzanię, nie robię;) http://www.uxusdesign.com/

Baśń, horror, wata cukrowa, psychodeliczna układanka. Niczym niepohamowana wyobraźnia, kicz w najpiękniejszej postaci. Projekty komercyjne -bez kompleksów. Kupuję ich w całości.
Dla wielbicieli wina-obłędne butelki  http://www.uxusdesign.com/work/buccella-mica

niedziela, 19 czerwca 2011

Wpis drugi, czyli jak to się stało...

...że się zadziało.
Przeludnienie. Problem cywilizacji, który nagle, niepostrzeżenie, uderzył w nasz dom niczym amerykański huragan. 2+2+2+3+ życie i sytuacja stała się jasna- musimy przejąć resztę domu, która od kilkudziesięciu lat w stanie surowym zabałaganionym stopniowo, po cichu ulegała zapomnieniu. Kilka pierwszych wizyt na tzw. STRYCHU, o skromnej powierzchni 200m.kw zwykle kończyło się rozmowami:
,,...może nie....przecież nie jest tu na dole tak ciasno...inni mają gorzej...jakoś to będzie...może coś kupimy...może w przyszłym roku...''. W tłumaczeniu- O k......, JA p.......,  tylko nie to!!!
Powód?PROSZ.....

Ze względu na drastyczne sceny, dodaję okrojoną dokumentację fotograficzną

MAJOLIKA

wkrótce zapraszamy!
grafika: Hosanna

Wpis pierwszy, poprawiony

Gdy myślałam DOM, miałam przed oczami:
cacuszko, bombonierka pełna skarbów, rodzinne gniazdo, choinka, vintage,  prezenty, przystań , twierdza, dzieci, ostoja, miejsce relaksu i bachusowych libacji, biała sypialnia, kocury, taras, zazdrosne koleżanki, podziw panów, miau, istny raj na ziemi.
Nie myslałam o:
dzikiej orce, zakwasach, pięć tysięcy się należy, wiecznym niedoczasie, siniakach, debetach, upierdliwych detalach bez których ani rusz, z tego paznokcia już nic nie będzie, brak środków na koncie, zapomnij o sukienkach, pierdut , od początku, najwcześniej za miesiąc.

Obecnie jestem w połowie drogi. Jeszcze dużo potu, łez i krwi przede mną nim ten mały, biały domek przestanie kłuć, pylić, kaleczyć, wkurzać i choć miały tu miejsce akcje których w piekle nie doświadczysz- z dumą przedstawiam:  MÓJ DOM