poniedziałek, 18 lutego 2013

VINTAGE LOFT


Pytanie za 100 punktów: gdzie znajduje się ten loft?

Dopóki oglądamy zdjęcia wnętrz, odpowiedzi są dość oczywiste; Berlin, może Nowy Jork i Soho. Wielkomiejsko, oszczędnie, z kosmpolitycznym zacięciem. Jednak kilka ujęć na których widać otoczenie za oknem zaczyna budzić pewne skojarzenia.

sobota, 16 lutego 2013

IDZIE LUTY

A TU SMUTY.
Z kim nie zacznę rozmawiać- zaczyna się od słów mocno niecenzuralnych, a kończy na " do dupy to wszystko i ten luty też ". Ciężko mi się  z tym nie zgodzić- nim się obejrzałam, znów wpadłam w tryb 12/12. Pracuję 7 dni w tygodniu i jestem w wiecznym niedoczasie, czyli w opozycji np. do dostawców materiałów- ooo, ci to dopiero mają czasu!. Ostatnio czekałam na transport materiału 3h, aż ujrzałam w bramie rozkosznie i rozbrająco ( przynajmniej wg właściciela uzębienia) uśmiechniętego dostawcę, który podrapawszy się po po kroczu rzucił- "sorek za spóźnionko". Luuuzik stary, oby cię hemoroidy dopadły. Kilka dni później podobna sytuacja: po 2h spóźnienia kierowca zadzwonił że " dziś jednak nie, ale on ma jutro czas między 10 a 15, to tak się umówmy". Między 10 a 15. Uwielbiam konkretnych ludzi. Projekty które miały być już dawno zakończone, odhaczone i przejedzone  dopiero się zaczynają, bo wykonawca, bo dostawca, bo sruły pierduły.  O dziwo, gro opóźnień generują panowie. Stereotypowe myślenie o kobietach na budowie-  że mało konkretne, że mają problemy z  decyzjami, że nieogarnięte- to kompletne bzdury. Termin to termin. A u facetów? Orientalne poczucie czasu. Panowie- Lutowie, błagam, ogarnijcie się!!!! Muchy w smole to przy Was torpedy. W ten sposób zima nigdy się nie skończy.

Myślałam że będę już mieć  jakiś nowy materiał do opisania,ale wiadomo, poprzesuwało "się". Na szczęście w poniedziałek idę do dentystki. Wielu osobom pewnie wyda się to dziwne, ale bardzo lubię gabinety stomatologiczne. Są tam wygodne fotele w których można sobie bezkarnie poleżeć w ciągu dnia, kojący głos i delikatne dłonie pań dentystek, znieczulenia które bardzo lubię i najważniejsze- lampy. Mocne, białe światło. Przymykam oczy, ignoruję dźwięk wiertła i wyobrażam sobie że leżę na egzotycznej plaży. Z otwartą gębą co prawda, ale plaża to plaża, i delektować się można a nawet trzeba.
Po kilkunastu kłótniach, dąsach i fochach udało mi się wynegocjować na Walentynki od Ukochanego nową plombę zamiast torebki. Pięknej, ale nie takiej. W kwestiach romantyzmu i uczuć głębokich do bólu to by było na tyle, a teraz- chillllll.......Formentera.



czwartek, 14 lutego 2013

PIXEL HEART. DIY

Pomysł na uczuciową pikselizację nosiłam w sercu od dawna. Jedynym problemem był brak budulca- ciężko było mi znaleźć papiery w odpowiednich odcieniach, a na myśl o tym że miałabym jeszcze pociąć je na kilkadziesiąt/ set identycznych, idealnych kwadracików....brrrr;).


środa, 13 lutego 2013

LOV LOV LOV. Krew jak wino.

W lutym są dwa dni, na które czekam z utęsknieniem- Tłusty Czwartek i Walentynki. Nie umiem powiedzieć którego wyglądam bardziej, natomiast obydwa łączy jedna wspaniała cecha- mogę się wtedy  zupełnie bezkarnie nażreć słodyczy;)))))). W formie lukrowanych kul, albo nadziewanych serc, w zależności od terminu. W oczekiwaniu na to wielkie święto miłości ( miedzy innymi do czekolady)  ślinię po raz kolejny ukochaną książkę kucharską. To że jeszcze nigdy nie wykorzystałam jej we właściwym celu w niczym temu uczuciu nie umniejsza, a Nigellę mogłabym obcałowywać po upudrowanych cukrem dłoniach od rana do wieczora. Dzięki niej wyobraźnia kulinarna działa na najsłodszych obrotach.

Mam też małą słabość do motywu serca w dodatkach wnętrzarskich i ciuchach. Zaczęło się od kultowego rubinowego serca YSL, a później już poszło, aż doszło do tej sukienki:


Rozkochane wnętrza obejrzycie TU

wtorek, 12 lutego 2013

Audrey Norway

Wstyd!
Mi przestraszliwie, że cały czas tylko pokazuję i pokazuję ( a wiadomo od małego że to nie wypada) a sama nic nie robię. To znaczy robię, zasuwam nawet jak mały robocik, i tu leży problem ( bo nigdy pies! NIGDY!) pogrzebany. 
W kolejce czekają na przykład trzy realizacje, które mają zasilić nową zakładkę po prawej stronie. 
I koncepcja drugiej połowy strychu. 
I pomysły na meble.
I kilkadziesiąt innych bardzo ważnych rzeczy, tylko, do cholery, w tym miesiącu nie mam ani jednego dnia wolnego. Soboty, niedziele, poniedziałki i cała reszta na chodzie, więc jak tylko mogę to się kładę. A jak już się położę, to od razu zasypiam. A jak zasnę, to wiadomo....więc dziś po raz ostatni ( w tym tygodniu) projekt ładny, niewłasny. Z czarną podłogą, białym sufitem i Audrey na ścianie. Znaleziony tu: Superfint.

W ramach rehabilitacji- że niby nic nie robię- trochę uzupełniam albumy na fb. Trochę bardzo;)

piątek, 8 lutego 2013

NEO NEONY

Jedno jest pewne- w tym sezonie na pewno nie będzie nudno! Neony wracają i znów będą nas smagać po oczach. Jako istota podatna na wpływy, już się zaopatrzyłam w kilka jadowitych akcesoriów, póki co- w barwach fluo będę chodzić, a nie mieszkać. Ale kto wie...
Przyznam szczerze że typowe białe wnętrza zaczęły mnie już troszkę nużyć ( nudzić- nigdy!:), pewnie to kwestia aury za oknem, więc rzucam się na wszystko co pstrokate niczym królik na marchewkę.
Zresztą na marchewkę rzucam się zawsze i, ooooch, ile bym dała za taką młodziutką prosto z grządki!

W związku z uzupełnianiem poziomu witamin poprzez gałki oczne ( nie wiem czy już o tym pisałam, ale od czasu studiów jestem wielką fanką filozofów natury. Co prawda umysł nie do końca pozwala mi na uwierzenie w to że jesteśmy gąbką przez którą przenika powietrze, ale wizja dosłownego pożerania kolorów oczami działa na mnie naprawdę sugestywnie) dziś na obiad duo- fluo. Biała zupa i kolorowy schabowy, konkret!
Rozmalowany apartament należy do kolejnej projektantki tkanin , właścicielki La Cerise sur le Gâteau, jej partnera i dwójki dzieci- Violette i Louise.
foto Louise Desrosiers 
źródło Milk Magazine
Dla tych którzy czują niedosyt- zapraszam do BARDZO INTENSYWNEJ GALERII

czwartek, 7 lutego 2013

Do or DO-NUT?

źródło: Stare Reklamy
Postaram się, ale nie wiem czy do 17 dobiję... w każdym razie, bez walki się nie poddam!
Dla tych którzy mają już dość wprowadzania cukru do krwioobiegu, TŁUSTY DIZAJN na fb.





środa, 6 lutego 2013

Cuisine de Bar by Poilane. Wprawka przed jutrem




Jutro tłusty czwartek, ciężko jest mi się skupić na czymś innym niż jedzenie, więc wybór tematu na dziś był oczywisty. Dla zachowania przyzwoitości jest piekarnia a nie cukiernia, ale gdyby bagietkę posmarować konfiturą...najlepiej z róży damasceńskiej... 
Prezentowane piekarnio- bistro Cuisine de Bar by Poilane to flagowy lokal sieci POILANE. Lokal zaprojektowany przez BrobyDNA znajduje się w Londynie i stanowi niezwykle apetyczne połączenie smaków wielu krajów- wypieki według francuskich receptury, skandynawski wystrój i zacne angielskie sąsiedztwo, z galerią Saatchi na czele. Czego (oprócz drzewa w środku) chcieć więcej? 
Bułeczek można chcieć. Bułeczek!

Projekt opiera się na  wykorzystaniu dosłownie kilku materiałów: rozbielone drewno ( lubić) i malowana na czarno cegła ( lubić) stanowią tło dla przemysłowych lamp ( lubić) i klasycystycznych portretów w formie wielkoformatowych wydruków ( lubić bardzo) oraz siedzisk firmy Fritz Hansen ( lubić, chociaż za ceny należy się klaps).



Hitem jest koedukacyjny stół wokół drzewa i pojedyńcze stanowiska dla samotników (Trochę jak w autobusie, ale i tak fajnie)


Zdjęcia pochodzą ze stron: Fritz Hansen , Love Bakery Bakes

poniedziałek, 4 lutego 2013

Damą być, ach damą być!


"Nie mam serca do czekania, 
do liczenia, do zbierania,
Nie, mnie nie zrozumie pan!
Nie mam głowy do posady,
do parady, do ogłady...."*
...ale bardzo chciałabym...
Damą być, ach damą być, 
w zwiewnej sukni
peta tlić, peta tlić
i prosto z butelki pić
O! 

I taka to ze mnie dama, choć momentami widzę się na tych aksamitnych szezlongach; Maya ubrana, Maya naga, obojętnie w której wersji. Ewentualnie  upozowana w kontrapoście obok kominka, z papierosem w długiej fifce i w klapeczkach z puszkiem. Dobra, umieram ze śmiechu, ale dalej to widzę.



Ostatnio przy którejś-tam próbie zmierzenia się z analizą stylistyczną pewnego wnętrza, stwierdziłam że o kant dupy można to wszystko trzasnąć. Rozbieranie projektu na kawałeczki, następnie dopasowywanie tych kawałeczków do jakiegoś stylu, mnożenie, dzielenie, przeflancowywanie na lewą stronę i wypluwanie wyniku typu:
Prezentowane wnętrze należy do pary bardzo zapracowanych młodych ludzi, niespecjalnie zdolnych, ale bogatych z domu. On z racji bycia lekarzem, zawsze marzył o posiadaniu własnej sali operacyjnej w upragnionym gniazdku. Dla niej jest to 6 małżeństwo i 42 lokalizacja, ale niech Was nie zwiodą te liczby- Pani X doskonale wie, czego chce. Biorąc pod uwagę wymagania i wyrafinowany gust Inwestorów, szlifowany podczas licznych wyjazdów na St. Barth ( pl- Ciechocinek), projektant zaproponował niezwykle oryginalne połączenia materiałów i detali. Jest to absolutnie unikatowy przykład stosowania klasycznych zapożyczeń ludwikowskich w później fazie stylu nowoczesnego, nacechowanego skandynawskimi naleciałościami z nutką brutalizmu tak typowego dla Wikingów.

Postanowiłam nie zapędzać się więcej w te rejony. Rozumiem, że w gazetach branżowych czy materiałach reklamowych coś napisać trzeba, co nie znaczy że ma to sens. Projektant przyszedł, zaprojektował, właściciele weszli i dorzucili swoje trzy grosze. Niekoniecznie musimy mieć zdanie na każdy temat, możemy po prostu pogapić się i pomarzyć. Możemy? 






 





Miejsce: Paryż
Powierzchnia:  300 m2 
3xach 
zdjęcia pochodzą ze strony: Afflante

TRULLIHUSEN. Zamek w mleku

Bardzo długo zastanawiałam się, które z wnętrz zgromadzonych w ilościach hurtowych dziś pokazać. Za oknem buro jak w burowni;), nico się chce i jeszcze te inspiracje jakoś... mało inspirujące. Ale kto grzebie ten ma, biały zamek, et voila!