Rozmawiałyśmy ostatnio z psiapsiółą o wyższości Bożego Narodzenia nad świętami wielkanocnymi. Zgodnie doszłyśmy do wniosku, że Boże Narodzenie oprócz niepodważalnego atutu w postaci prezentów ( oraz zdecydowanie ładniejszej oprawy muzycznej) ma jeden wielki plus- długi urlop. Owszem, trochę naciągany i kto pierwszy ten lepszy, ale jest to niezbędny czas na dojście do siebie po. Potrzebny do tego, by:
- uświadomić sobie, ile się zjadło
- wpaść z tego powodu w depresję
- wyjść z depresji przed Sylwestrem na skutek postanowienia poprawy
- nażreć się na sylwestrowej imprezie, bo to przecież ostatnia okazja przed noworoczną poprawą
- i w ten oto łagodny, uwzględniający kruchość psychiki sposób, przygotować się do powrotu do rzeczywistości.
Natomiast Wielkanoc... Kogo nie spotkam, wygląda jak opity bąk który właśnie się obudził i kompletnie nie wie, w którą stronę lecieć. Oraz że pasek mu się nie dopina.
W tym roku postanowiłam być cwańsza od najcwańszych bąków i uniknąć stanu bąkowatego. Jak się ma w domu tylko papier toaletowy i ibuprom to sprawa staje się jakby prostsza; D dokupił co prawda ananasa, żeby było na bogatości, ale i tak czekały mnie pierwsze święta o hummusie, kiełkach i koktajlach z pietruszki.
Postanowiłam, że skoro nie obchodzę świąt, a święta obchodzą mnie (ateistkę) dookoła, to nie ma sensu zarzucać diety która naprawdę dobrze mi robi. Prosta, łatwa i przyjemna nie jest, ale skuteczności odmówić jej nie można. Jako jedyny członek rodziny dnia następnego cierpiałam tylko z powodu kaca ( bo stwierdziłam że odstawienie białego wina to jednak za duże poświęcenie), ale tu z pomocą przyszedł ibuprom który baaaaardzo sprytnie wpisałam na żelazną świąteczną dietę, i z którego to faktu byłam dumna jak paw. Strach był wielki, ale uwaga- okazało się, że można przeżyć Wielkanoc bez mięsa, nabiału, słodyczy, jajek i białej mąki. OMG!!!
Chociaż nie wiem, czy były to najlepsze święta w moim życiu.
PS. O diecie-prawie-cud będę niedługo pisać, więc z endo Panie uprasza się o zaglądanie.
Postanowiłam, że skoro nie obchodzę świąt, a święta obchodzą mnie (ateistkę) dookoła, to nie ma sensu zarzucać diety która naprawdę dobrze mi robi. Prosta, łatwa i przyjemna nie jest, ale skuteczności odmówić jej nie można. Jako jedyny członek rodziny dnia następnego cierpiałam tylko z powodu kaca ( bo stwierdziłam że odstawienie białego wina to jednak za duże poświęcenie), ale tu z pomocą przyszedł ibuprom który baaaaardzo sprytnie wpisałam na żelazną świąteczną dietę, i z którego to faktu byłam dumna jak paw. Strach był wielki, ale uwaga- okazało się, że można przeżyć Wielkanoc bez mięsa, nabiału, słodyczy, jajek i białej mąki. OMG!!!
Chociaż nie wiem, czy były to najlepsze święta w moim życiu.
PS. O diecie-prawie-cud będę niedługo pisać, więc z endo Panie uprasza się o zaglądanie.
4 komentarze:
Wiem, że zupełnie nie w temacie ale z perspektywy czasu możesz napisać jak sprawdzają się samodzielnie pomalowane drzwi wewnętrzne? Nie wypaczają się? nie rozsychają? Jesteś w stanie napisać orientacyjnie jaka jest dobra cena drewnianych drzwi wykonanych przez stolarza? A może możesz kogoś polecić (z opcją wysyłki). Pozdrawiam
M.
Cześć,
Bardzo polecam takie rozwiązanie- drzwi ( zarówno te wejściowe, jak i wewnętrzne, przesuwne) są w dokładnie takim samym stanie, jak tuż po montażu. No, może trochę brudniejsze;).
Ja zamawiałam surowe drzwi na wymiar w firmie Dziadek. Nie pamiętam niestety ile płaciliśmy, ale na pewno się opłacało. Najlepiej wejść na ich stronę, wybrać wzór który nam najbardziej odpowiada i przesłać zapytanie o wycenę w wersji surowej. Przy takiej opcji trzeba pamiętać, że drzwi montujemy sami, ewentualnie należy doliczyć dodatkowy koszt montażu.
Pozdrawiam, Majka
Dziękuję bardzo za odpowiedź:)
Proszę bardzo;) i trzymam kciuki za piękne drzwi.
Prześlij komentarz