Podczas wyjazdu z cyklu " wakacje instant" trafiliśmy do Gdańska. Jako że padało i było nam wszystko jedno co zobaczymy, byle było suche, odrzuciliśmy ambitne plany zwiedzania i ruszyliśmy w Długą. na wiele nie liczyłam- a tu proszę! W tym siedlisku komercji, gnana potrzebą ( suszyło mnie) , przebiwszy się przez masę map, plecaczków, aparatów, styropianowych i całkiem żywych piratów oraz stoisk z pamiątkami Gdańsk made in China, wypatrzyłam Lookier. Łatwo nie było- właściciele sąsiednich przybytków bardzo dbają o to, by trafić w gust każdy i naprawdę ciężko jest nie wpaść w paranoję. Na szczęście chęć,a właściwie chuć! spożycia zimnego soku ze świeżych pomarańczy po baaardzo ciężkiej nocy nastawiła moje ciało na właściwy kurs.
Ahoj, Kapitanie! Czy na tej łajbie macie coś, po czym łeb mniej boli?
Mieli.
Długo tam nie zabawiliśmy- zza chmur wyszło słonce i jak zombie ( tylko w wersji odwrotnej) popędziliśmy podziwiać ten cud natury, jakim jest niezachmurzone niebo w trakcie urlopu. Lookier jest mały, więc szybko obsiedliśmy aksamitne sofy, zakodowaliśmy w pamięci fajne murale i siorbiąc soczek, przez kilka minut gościliśmy w Krainie Czarów.
zdjęcia- LOOKIER
Rzekłby ktoś- niby nic. A takie coś, nie wydumane, nie przegadane, po prostu ładne i zgrabne- to dziś naprawdę dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz