Zapowiadając nowy post poinformowałam Was, że umieszczę go na święta. Zapobiegawczo nie podałam na które, więc uroczyście oświadczam, że to dziś. Matki boskiej blogowskiej.
Niedawno internetowym półświatkiem wstrząsnęła wieść o WIELKIM ROZŁAMIE. M&J po epickich dąsach spowodowanych obcięciem włosów* oznajmiły, że oto właśnie tworzą historię mody. Jak? A no tak, że jako pierwsze blogerki na świecie nawzajem się wystylizowały i wystąpiły na jednej imprezie tak samo ubrane. Eeee...seriously?
Dlaczego o tym wspominam? Nie wiem. Nie ma jednak co ukrywać, że chęć podzielenia się z Wami tym spostrzeżeniem spowodowała powrót na łono bloga mego ulubionego.
Zatem jestem. Z łazienkową demolką w rozkwicie.
Pamiętacie jeszcze, o co w tym wszystkim chodziło?
Poproszona o przeprojektowanie baaaardzo leciwej łazienki dla moich Rodzicieli, z lekką nutką niepewności zabrałam się za pracę. Założenie było takie, że ma być inaczej. A wcześniej było TAK.
Tym razem, w odróżnieniu od wielu poprzednich projektów, nie musiałam walczyć o to aby na kilku metrach kwadratowych upchnąć wszystkie sanitariaty świata. Rodzice wyautowali z łazienki pralkę, zażyczyli sobie duży prysznic typu walk-in zamiast wanny, a jedynym nowym sprzętem miał być bidet.
Krytsepanie, ile ja się namęczyłam nad tym planem. Niby bułka ( bezglutenowa) z masłem ( roślinnym), taka ustawna łazienka- ale jak to wszystko rozrzuciłam po kątach, to mi nijak nie stykało. W końcu stwierdziłam że skoro prysznic ma być duży, to przedzielę rzut dziarską krechą, po jednej stronie krechy wstawię prysznic, po drugiej całą resztę i jakoś pójdzie. Jakoś poszło.
Rodzice ucieszyli się, że będą mieć naprawdę wielgachny prysznic (nie chcę znać szczegółów!) i sporą umywalkę oraz wymarzony bidet. Ludzie marzą o różnych rzeczach. Ja ucieszyłam się, że po 25 latach dorobią się łazienki, w której nic się nie kurzy. Każdą możliwą wnękę, każdy uskok, każdą ścianę w której można się było podkuć wykorzystałam do upchnięcia szaf, szafek i szafeczek.
Mówiąc krótko- zaprojektowałam tę przestrzeń tak, jakbym projektowała ją dla siebie i dokładnie odwrotnie, niż zaprojektowałam swoją własną łazienkę.
Po ustaleniu gdzie, co i jak Moja Ulubiona Ekipa zabrała się za najfajniejszy etap na budowie, czyli robienie pierdolnika. W miejscu obecnej oazy higieny kiedyś był sklep spożywczy, w którym sprzedawali śledzie z beczki. Byłam bardzo ciekawa, co odkryjemy- śledzi nie odnotowaliśmy, natomiast pod całkiem ładną podłogą w białą jodełkę, była jeszcze ładniejsza podłoga w czarną kosteczkę. W takim stanie i tak falująca, że nie udałoby się jej odratować, ale nie byłabym sobą, gdybym o tym nie pomyślała.
Nie ma co ukrywać- A&M namęczyli się przy tym remoncie przeokrutnie. Niby taka popierdułka, ale rzeczywistość jak zwykle nas zaskoczyła i okazało się że pracy jest dwa razy więcej, niż przypuszczaliśmy. Ściany były krzywe pod każdym kątem, instalacja wymagała całkowitej wymiany (dotychczasowa dosłownie rozpadła się w rękach). Nie są mi pisane projekty bezproblemowe, więc po drodze wyszło jeszcze kilka kwiatków. A ja wyszłam z siebie.
Nie doceniłam bowiem Rodziców, którzy ni mniej ni więcej, zamiast grzecznej wersji którą obstawiałam jako pewniak, wybrali opcję przy której zdecydowanie poszalałam. Zażyczyli sobie kilim z heksagonów przechodzących ze ściany na podłogę, a ja dostałam zadane wytypowania płytek idealnych.
O tym będzie następnym następnym razem, więc wszystkich miłośników heksagonów zapraszam na kolejny wpis, w którym podsumuję sześcioboczne poszukiwania. Do zobaczenia!
m.
*Ja tez ostatnio miałam dylemat dotyczący ścinania włosów, konkretnie- podcięcia końcówek. Dumna z włosów DO PASA zastanawiałam się, czy podcinać je o 2 czy może aż 5 cm. Poszłam do Taty, który dylemat rozwiązał błyskawicznie. Odwróciłam się i po 20 sekundach okazało się, że według Rodziciela pas mam gdzieś w okolicach łopatek, czyli 25cm wyżej niż przypuszczałam. No nic, 10 lat zapuszczałam włosy z myślą o pięknych koafiurach a jak już urosły to może ze dwa razy zaplotłam na nich jakiegoś pijanego francuza i na tym się skończyły marzenia o lokach, kokach, więc może to i dobrze. Ot, taka historia o włos.
2 komentarze:
O remont pełną parą! :) będą heksagonki, będzie genialnie. A co do włosów, nie martw się, za 10 lat odrosną :)
No mam nadzieję. W jednej i drugiej kwestii;)
Prześlij komentarz