Początek Nowego Roku.
Standardowo pełno podsumowań. Rankingów. Naj-lepszych, naj-dziwniejszych, naj- różniejszych.
Stwierdziłam że gorsza nie będę, swój też zrobię- niestety mimo wytężonej pracy zwojów okazało się że nie za bardzo mam co podsumowywać w 2012, bo to był rok osiadłości, rozmydlenia i rozciapciania, mulisty i mało przejrzysty. Do listopada rozważałam pozwanie jednego z popularnych kobiecych miesięczników za niedotrzymanie obietnic- 12 miała być moja! Miałam błyszczeć, być nieślubną ale i tak ukochaną córą Fortuny, brylować na złotych kokosach czy jakoś tak . Ilustracja obok horoskopu dodatkowo podsycała wyobraźnię- rogaty ( bo to dla Byka była przepowiednia) blond wamp kusząco wystawiający nogę z czerwonej fury....
Na szczęście przyszedł grudzień. Jedyny miesiąc w którym nachodzą mnie refleksje o zasięgu szerszym niż +/- dwa dni. I tak naprawdę pierwszy od ukończenia podstawówki, gdy nie pracowałam przez bite 30 dni.
Przed urlopem strasznie się bałam. Myślałam że tak się nie da. Że ludzie umierają, od braku pracy usychają im kończyny albo przynajmniej jakiegoś parcha ohydnego dostają.
Na szczęście zamiast parchów i pryszczy pojawiły się u mnie tylko małe oznaki objawienia. Grudzień naprawdę okazał się bramką do prawdziwego życia. Takiego w którym w żyłach płynie krew, a nie tylko kawa z adrenaliną i padliną. Z wolnymi wieczorami, które można poświęcić na spotkania, kino, spacery i planowaniem wolnych weekendów- choćby plan miał dotyczyć dwudniowego leżenia w łóżku. Ze świadomością że godzina 22 naprawdę dużo lepiej nadaje się do zakopania pod kołdrą, niż otwierania kolejnego pliku z projektem. Że telefon nie musi dzwonić od 6 rano do 24.00, a w skrzynce mailowej może być pusto, i że na pytanie " co u ciebie?" można odpowiedzieć- a wiesz, super jest.
Na upartego pod czerwoną furę można podciągnąć autobus, z którego regularnie nogę wystawiałam lub ją do niego wkładałam.Czasami nawet po kilkanaście razy dziennie. Co za szczęście! I nie złapał mnie żaden kanar ( może dlatego że jestem panikarą i prędzej pójdę na komisariat i dam się skuć, niż wsiądę bez biletu...). Podejście do blond zaliczyłam jakoś w wakacje- skończyło się na lekko spalonych końcówkach, ale chwilę później ombre okazało się hitem w salonach fryzjerskich. Hitem za 400zł, warto dodać, a ja na rozjaśniacz wydałam 14. A z tym wampem...no, pewnie im chodziło o wampira, który na skutek ugryzienia przez człowieka rzuca nocne klepanie dokumentacji i staje się wolną istotą ;).
W 2012 roku postanowiłam zatem zrobić ranking miesięcy. W moim podsumowaniu zdecydowanie wygrywa GRUDZIEŃ. Tajna broń. Nie zawaham się jej użyć nawet w lipcu!
Póki co, styczeń się zaczął a ja dalej leżakuję- co prawda prychająca, kichająca, z zapaleniem oskrzeli i migdałkami wielkości ziemniorów. Ale horyzont to horyzont. A kot obok to kot. A za oknem fajnie jest.
10 komentarzy:
dostałam adres bloga bo podobno jakieś szałowe lampy tu znajdę które pasowały mi by do warsztatu ;)
ale jak przeleciałam okiem zdjecia na wejsciu i zobaczyłam tego kota za jelonkiem smarującego łapkami po szybie to jakbym moją kiciore w akci widziała :)
podzielilam się spostrzeżeniem, witam się i pędze buszować :)
pozdrawiam :))
Niech Cię ten człowiek codzień gryzie conajmniej dwukrotnie tak profilaktycznie... i polecam spagetti czosnkowe - lepiej dmuchać na zimne, a jest pycha i po dużej porcji chce się leżakować :) Podeślę Ci przepis. Ale czadowo!
Al, zapraszam serdecznie- mam nadzieję że lampy zostały zidentyfikowane;).
Aga, dawaj przepis- dziś obudziłam się w takim stanie że chyba się tym spaghetti nie tylko odżywię, ale i nasmaruję z zewnątrz;D
"to był rok osiadłości, rozmydlenia i rozciapciania, mulisty i mało przejrzysty..."
hmmm... czy ja coś pokręciłam, czy Ty się w 2012 PRZEPROWADZIŁAŚ? ;p
Ano, przeprowadziłam...ale jakos tak w biegu, bez refleksji i fanfarów i dopiero teraz zaczynam sie tym wszystkim cieszyc.Do tej pory wpadalam tu jak do hotelu, tylko odespac. Jak patrze na zapisany co do linijeczki, rozplanowany co do godziny kalendarz z zeszłego roku to mi się słabo robi...muszę zrobić powtórke tego 2012, koniecznie;)
no koniecznie, rób, rób powtórkę, ale tak raczej tego grudnia ;p
i chciałam powiedzieć, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia w tej 12 żeby z remontem skończyć! kalendarz wciąż rozplanowany co do linijeczki.
a myśląc o mieszkaniu, mam wrażenie że dla kogoś innego je urządzamy, a nie dla siebie :/
może ta 12 trochę jednak była Twoja... bo nasza z pewnością nie! ;p
Mewko, 2013 ma być duużo lepszy. To rozkaz!;)
ta jest! ja inaczej nie widzę! i w ogóle już na oczy nie widzę ;)
Prześlij komentarz