Z ergonomii zapamiętałam sporo....przynajmniej taką mam nadzieję... ale dwa wykłady szczególnie utkwiły mi w pamięci. Pierwszy: zajęcia z konstruowania fantomów ( gdyby ktoś się zastanawiał CO TO), które od lat, nieprzerwanie, skłaniają nawet najbardziej prawych studentów do robienia rzeczy niecnych.
I wykład drugi, na którym dowiedziałam się że siedząca pozycja ciała jest jedną z najbardziej szkodliwych i obciążających kręgosłup. Co wprawiło mnie w absolutne osłupienie, ponieważ w tamtym okresie miałam tyle roboty, że wizja spoczęcia na czterech literach była bardzo wysoko na liście moich marzeń. Wyżej znajdowało się tylko " leżeć i nic nie robić " oraz "zniknąć na dwa miesiące".
Uważaj, czego sobie życzysz.
Przez 30 lat się nie udało- ani z siedzeniem, ani z leżeniem, ani ze znikaniem.
Za to teraz.... Najpierw leżałam. Trzy tygodnie w szpitalu, później cztery w domu.
Leżałam i leżałam. Tak leżałam, że już chyba na zawsze będę mieć logo IKEA odciśnięte na tyłku.
Później siedziałam. I siedziałam, i tak siedziałam, że kręgosłup mi się wygiął w chińskie S i do tej pory drapię się po lewym uchu prawą ręką pod kolanem.
W międzyczasie zniknęłam. Na początku klęłam na los okrutny, bo apogeum leżenia przypadło na sierpień i pierwszą część września, czyli dokładnie wtedy gdy miałam udać się na zaległy ( od 2009) urlop, odrobić zaległości społeczno- kulturalne, złapać kilka promieni słońca w celu naładowania baterii na kolejny rok. Na zakupy sobie pójść, na spacer, do kina. Do łazienki normalnym krokiem, a nie sprintem, bo plik się już zładował. W sensie na komputerze, nie to że... No, takie tam normalne życie.
Gdy w szpitalu zatrzymali mnie na obserwację, prawie miałam zawał serca - tyle rzeczy rozgrzebanych, nieskończonych, niewydzwonionych, gary w domu brudne, zwierzaki do nakarmienia. Miał być jeden dzień, zrobiły się trzy. Czwartego świat się nie zawalił, co wprawiło mnie w większe zdumienie niż wiadomość o tym, że Rysiek z "Klanu" był w burdelu.
Hmmmm....nie, jednak Rysiek bardziej.
W każdym razie-kula ziemska nadal się kręciła, pszczółki latały, Polsat zżynał z TVN, który zżynał z zagranicznych formatów.
Zaczęłam normalnie spać. Odcięcie od telefonów i netu podziałało jak psychoterapia za pierdyliard dolarów. Cudne panie położne codziennie, od rana powtarzały mantrę: odpoczywaj. Lekarze razem z nimi. A za nimi rodzina i przyjaciele. I tak przez trzy tygodnie. Czułam się jak drożdzowa bułeczka- niby odstawiona w cichy kąt żeby wyrosnąć pod szmatką, ale o której wszyscy pamiętają*. Po wypisie, uwaga uwaga, dalej leżałam, dzięki czemu jestem do przodu o:
Minus 7 kilo.
Spokojna jak buddyjski mnich.
Szwy już dawno zdjęte, kilogramy powoli nadrabiam. Do pełnej sprawności czeka mnie jeszcze bardzo długa droga, o czym przekonuję się za każdym razem gdy wchodzę po schodach. Choć wolałabym tego "urlopu" nie powtarzać, bo żywienie pozaustrojowe i pękające od wenflonów żyły to nie do końca moje klimaty, to wiem że sama na takie lenistwo nigdy bym się nie zdobyła. A było potrzebne jak cholera! Nauczyłam się też bardzo ważnej rzeczy - znikam. Codziennie po 18 i w każdy weekend. Co za ulga;)
* Po operacji dostawałam morfinę. Dużo morfiny.
5 komentarzy:
Maju, w końcu jesteś! Ile razy można czytać "brak akcji" ;) Wiedziałem oczywiście, że przerwa będzie, ale przedłużyła się niesamowicie... aż pewnego razu myślę - sprawdzę, czy żyje i odnalazłem Cie na facebook'u, dodam że bez trudu; skojarzyłem pewne fakty i się udało.
Zdrowiej i pisz wreszcie, najlepiej oczywiście o Twoim domu, czekam na foty! :)
Też nie spodziewałam się aż tak długiej przerwy technicznej, myslałam że po tygodniu od operacji wrócę do obiegu a tu przez dwa miesiace ledwo się czołgałam...lata robią swoje
O rany! Nie strasz. Tak się ludziom od pracy dzieje?
Dobrze, że już po wszystkim.
Zdrowia życzę.
Ciekawe czy teraz zwolnisz?;)
Hej Maja u mnie też ten rok był łagodnie mówiąc przes....y. Zdrówka ci życzę, odpocznij sobie i dalej do dzieła. Pozdrawiam doranna2
Dziękuję za ciepłe słowa;). Tak to już chyba jest, że człowiek głupi niczego się nie nauczy póki nie trafi do szpitala- kilka lat chodziłam z bombą zegarową w środku, a ostatnie dwa tygodnie z temperaturą 39stopni, bo jeszcze coś tam trzeba było załatwić...no, mam nauczkę na całe życie. Póki co odstawiłam wszystkie projekty na bok i jakoś mi się nie spieszy do powrotu. Mam nawet taki plan, żeby nie wracać wcale;).
Tzn do dotychczasowej pracy, na wszelki wypadek gram intensywnie w totka.
Prześlij komentarz