wtorek, 27 maja 2014

Musztarda Glamour. Hess/Hoen

Sarepska? Chrzanowa? A może miodowa...?
Nie. Dziś będzie musztarda glamour.














O kolaboracji Australijczyka z Norwegiem ze studia Hess/ Hoen pisałam już jakiś czas temu. Wtedy zachwyciłam się sielskim spokojem, jaki tchnęli w starą willę ( do poczytania TU ), dziś z  kolei kupili mnie słodko-wytrawną propozycją domu w Sydney. Mam co prawda jakieś takie dziwne poczucie, że każdy, nawet najbrzydszy dom, podobałby mi się o ile byłby w Sydney- ale nie odbierajmy panom zasłużonych ochów i achów, zatem- oH i aH!
Jest coś takiego w projektach  H&H, co bardzo przypomina mi klimat ukochanego UXUS, a co za tym idzie- stanowi mieszankę designu i scenografii, brzydoty i "ładnoty". Mamy elementy surowe, zmęczone życiem, pozostawione samym sobie i złocone, obite pluszem, zdobione frędzlami obiekty- landryny.
Olbrzymie okna, lampy j przypominające promienie australijskiego słońca i musztardowe meble odbijają się w wielkich lustrach, tworząc kadry jak z dzieł mistrzów holenderskich.
Perfekcja w każdym calu której się nie widzi, ale się ją czuje. U panów naprawdę wszystko pasuje. Jak musztarda do kiełbasy z grilla.

zdjęcia autorstwa prue ruscoe znalezione na  Bo Bedre.

A skoro jesteśmy już przy  musztardzie, tylko tej  po obiedzie...miałam napisać wcześniej, ale oczywiście się nie złożyło. Jakieś dwa tygodnie temu D oznajmił, że ma dla mnie niespodziankę. Ocho, pomyślałam sobie, to się będzie działo. Zabrałam się do zgadywania. Oczywiście, zupełnie błędnie, przyjęłam za pewnik to że mój Ukochany kompletnie mnie nie zna i na pewno zabierze mnie do spa.Jako że zbytków i luksusów unikam, a ostatnio ( po 10 latach!!!) poszłam do fryzjera i na kolejne 10 mam spokój, obstawiałam pitu pitu typu spa, masaż, kosmetyczka, itp, itd- skazane odgórnie na niepowodzenie.
Nie to, żebym komuś broniła- jak chce, to niech się mizia z panią kosmetyczką. Ja po jedynej w życiu wizycie u masażysty, podczas której byczy pan okładał mi z całej siły dupsko ręcznikami maczanymi we wrzątku ( uściślę tylko, że zabieg nosił zupełnie niewinną nazwę "Dotyk ciepła") omijam szerokim łukiem tego typu przybytki.Co prawda mam zarąbistą anegdotkę do opowiadania, ale w okolicy spa czuję takie jakby...zagrożenie z tyłu.
Tak się uczepiłam wizji masażu, że  na nic innego mi już wyobraźni nie starczyło. Gdy w dniu realizacji niespodzianki D oznajmił że zaraz wychodzimy i że mam zabrać ze sobą TYLKO sportowe buty- oblał mnie zimny pot, a zwoje weszły na najwyższe obroty, aż do przegrzania. Taaaak....myślę że osiągnęłam wtedy dokładnie ten sam stan, w jakim polscy politycy wzrostu siedzącego psa wpadają na tropy teleskopowych brzóz i innych spisków dziejowych.
Uroiłam sobie zatem, że będą mnie okładać ręcznikami, dodatkowo przeganiając gołą po bieżni.

Z tymże nastawieniem wyszłam z domu, kurczowo ściskając buty. Wsiedliśmy w samochód, ruszyliśmy w kierunku którego kompletnie nie podejrzewałam, zaparkowaliśmy pod hotelem klasy "Ź". Świetnie.Czyli jeszcze nabawię się grzybicy.
Nie zauważyłam, że za hotelem stoi jeszcze jeden, przedziwny budynek. Niby bunkier, jakby wieża...straszno tak.

Weszliśmy do środka. Ja- zdezorientowana totalnie, spocona jak mysz. D rozchichrany jak mały dzieciak. Po kilku zakrętach zostaliśmy wypluci z ciemnego korytarza na wielką, przeszkloną salę, wprost na:


Zamknęłam koparę, która opadła mi do kolan, wbiłam się w kombinezon, podpisałam zobowiązanie, że jak umrę to nie będę się złościć  i... poleciałam..


Okazało się, że D zna mnie lepiej niż ktokolwiek, a już na pewno lepiej niż ja sama. To była najfajniejsza niespodzianka w moim życiu. Bez ręczników!!!

2 komentarze:

dee pisze...

Kurde film mi się w pracy nie odtwarza, nie chce mi się kombinować - zobaczę w domu. Wracając do teleskopowych brzóz, to chyba przypadkowa zbieżność nazwisk? :)

W Maju2 pisze...

Zdecydowanie zbiezna! Choć jak chcę się szybko kogoś pozbyć, to mówię że to mój wujek...