Jakoś w tym roku tak mi czas zapindala, że nim ogarnęłam odejście lata już mogę się w sumie zabierać za choinkę. Gdyby nie to,że wzięło mnie na porządki i znalazłam rewelacyjną perukę w pudłach ze starociami, kompletnie przegapiłabym Halloween. A szkoda by było, wszak każda okazja do założenia peruki jest na wagę złota!
GIRLANDYNIA
źródło |
Jeśli chodzi o przebranie, to w tym roku pójdę chyba w klasykę. Po latach koto-trupków, krwiożerczych misiów, laleczek z pękniętym sercem i żądnych samczej krwi aktorek, czas na stonowaną, grobową elegancję w stylu Morticii Addams. Mamy wiele wspólnego- choćby rękę do kwiatów;).
Z dekoracjami trochę gorzej, bo na ich przygotowanie będę mieć dosłownie godzinę. Wertując internet w poszukiwaniu inspiracji trafiłam na kilka świetnych tutoriali z dyniami w roli głównej- a że dynia to moje ulubione warzywo ( choc nie wiem, czy wg. unijnych norm nie jest to owoc? albo kanapka?), dzielę się znaleziskami.
DYNIOPAS
źródło |
CZYTADYNIA
źródło |
I na koniec najlepsza dynia, czyli DYNIA NA WIDELCU
źródło |
A teraz proszę usiąść i się mocno trzymać, ponieważ, UWAGA, podam przepis!!!
Warto zapamiętać tę chwilę, ponieważ prawdopodobnie już nigdy się na moim blogu nie powtórzy, z bardzo prostego powodu- znam tylko jeden przepis.
ZUPA DYNIOWA*, która zawsze wychodzi, jest pyszna, ładnie wygląda i ma mleczko kokosowe. Kochamy wszystko, co ma mleczko kokosowe.
* przepis jest kumulacją kilku receptur, nagiętych do moich możliwości kulinarnych i składników które są, lub których zapomniałam kupić.
składniki:
Dynia ( duża)
Cebula ( 3 główki)
Imbir ( kawałek ok 5cm)
Mleko kokosowe ( 1l)
Kostka bulionowa ( ja używam warzywnych z racji nie jedzenia mięsa, ale słyszałam że niektórzy robią dyniozupki na własnych rosołach. Szacun)
Pasta curry, zielona lub czerwona
Pieprz, sól, cukier trzcinowy ( opcjonalnie)
Pestki dyni
1) Dynię kroimy, obieramy ze skóry, tniemy na kosteczki.
To jest opcja dla frajerów, np. dla mnie, nim dowiedziałam się że z upieczonej dyni skórka schodzi sama- zatem, od początku.
2) Dynię kroimy na ćwiartki lub upychamy kolanem w piekarniku, wołamy tatę żeby nastawił nam piekarnik, pieczemy około 20-30 min. Po wyjęciu z piekarnika czekamy aż trochę ostygnie i ściągamy skórę.
3) Na patelni szklimy cebulę (o, zapomniałam napisać o oliwie) razem ze startym imbirem. Po 2-3 minutach dodajemy pastę curry, ile kto zniesie, dla mnie ilością do przeżycia jest 5 łyżek.
4) W małym garnuszku rozpuszczamy kostkę bulionową w ok. 0,5 l wody.
5) Wlewamy kilka łyżek bulionu na patelnię. W sumie nie wiem czemu tak robię. Wydaje mi się że curry lepiej się wtedy przegryza. No i mogę wtedy zrobić coś o czym marzyłam od kiedy zobaczyłam pierwszą edycję Master Chefa, to znaczy REDUKUJĘ wywar.
6) Do dużego garnka przekładamy zawartość patelni, upieczoną dynię, zalewamy bulionem. Gotujemy kilka minut, aż dynia zacznie się rozpadać.
7) Wlewamy mleko kokosowe, gotujemy kolejne 5 minut, blendujemy.
8) Przed podaniem posypujemy świeżą kolendrą ( to bardzo ważne, znów zapomniałam) i prażonymi pestkami dyni.
9) Po zjedzeniu zupy liczymy na to, że ktoś posprząta ten cały pierdolnik.
BON APETIT!
1 komentarz:
:))) mamy sporo wspólnego :)
Prześlij komentarz