...że się zadziało.
Przeludnienie. Problem cywilizacji, który nagle, niepostrzeżenie, uderzył w nasz dom niczym amerykański huragan. 2+2+2+3+ życie i sytuacja stała się jasna- musimy przejąć resztę domu, która od kilkudziesięciu lat w stanie surowym zabałaganionym stopniowo, po cichu ulegała zapomnieniu. Kilka pierwszych wizyt na tzw. STRYCHU, o skromnej powierzchni 200m.kw zwykle kończyło się rozmowami:
,,...może nie....przecież nie jest tu na dole tak ciasno...inni mają gorzej...jakoś to będzie...może coś kupimy...może w przyszłym roku...''. W tłumaczeniu- O k......, JA p......., tylko nie to!!!
Powód?PROSZ.....
Powód?PROSZ.....
Ze względu na drastyczne sceny, dodaję okrojoną dokumentację fotograficzną |
Stan krytyczny- to mało powiedziane. Bujające się ściany, dziurawy przeciekający dach, zbutwiała konstrukcja, brak ocieplenia, instalacji, podłączeń, grzyb, stęchlizna oraz wszechobecny BAŁAGAN.
Dom ma około 100 lat, gdy wprowadziliśmy się do niego jakieś 25 lat temu uprzątnięte zostało tylko
( częściowo ) pierwsze piętro. Przez te 25 lat wszystko, co było nam niepotrzebne lądowało oczywiście na górze, do wyboru do koloru- meble, zabawki, sprzęty, kwiatki, rowery, ubrania niemowlęce, dziecięce, dorosłe, materiały budowlane, zeszyty i podręczniki szkolne,książki, dziurawe rynny, blachy, meble do renowacji mojego taty oraz rupiecie dalszej i bliższej rodziny oraz znajomych. Plus dobrobyt poprzednich lokatorów, w tym m.in. kilkaset czerwono- czarnych wazoników (!!!). Oraz tony trzydziestoletniej wełny szklanej, pod którą mogło się znajdować dosłownie WSZYSTKO. Gdy napięcie między trzema kobietami, trzema mężczyznami, dwoma kotami i jednym psem na 180 m.kw sięgneło zenitu rzuciliśmy się na główkę we wspomnianą wełnę szklaną. Kilka razy miałam dziwne wrażenie że pod kolejną wersją śmieci odkryję zmumifikowane zwłoki z epoki brązu, albo własną praprababcię cioteczną.
Sprzątaliśmy, sprzątaliśmy.
I sprzątaliśmy i sprzątaliśmy.
O tym co znaleźliśmy POD, do CZEGO się dokopaliśmy i CO działo się dalej-w następnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz