Nosili nosili, aż wynieśli. Razem z dzbanuszkami. Po prawie 3 miesiącach udało nam się doprowadzić strych do stanu względnie użytecznego, niemalże poprawnego. Dokopaliśmy się do starej podłogi, tzn do legarów na których leżała, bo podłogę zeżarło (?). Wszyscy przeszli chorobę szklano- wełnianą ( wysypka, duszności, nieostre widzenie) ale teraz mogę opalać kiełbasę na ognisku bez użycia kija. Skóra z azbestu i pośladki ze stali.
Po dokopaniu się do wspomnianych legarów przyszedł czas na pierwsze wylewki, co wiązało się z:
- ustaleniem planów instalacji wod-kan
- co wiązało się z ustaleniem docelowych planów mieszkania
- co wiązało się z dokonaniem inwentaryzacji, buhaha
- a już zupełnie bezpośrednio wymagało wyrównania poziomu podłóg, czego dokonaliśmy przy pomocy styropianu i keramzytu. Dla niewtajemniczonych- keramzyt to coś co wygląda jak bobki wiewiórki, można na tym wywinąć niezłego orła oraz pogrzebać sobie w nim grabkami, na wzór japońskich mistrzów zen. Zaliczyłam jedno i drugie, polecam zwłaszcza drugie.
Styropian chyba każdy zna, też jest fajny:
Jeszcze raz dziękuję Mocnej Ekipie za pomoc przy odgruzowywaniu!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz