piątek, 24 czerwca 2011

Jak NIE robić inwentaryzacji

Jako projektant z dziesięcioletnim doświadczeniem informuję, że inwentaryzacji nie należy:
ROBIĆ TAK JAK JA
Po pierwsze- pierwszy raz na inwentaryzację porwałam się na etapie pierdolnika. To nie jest najlepszy pomysł ogólnie.
Po drugie- na kolejne pomiary weszłam na strych po posprzątaniu grubszych śmieci.Część zalegała jeszcze pod ścianami, więc mierzyłam ,,po kawałku", brnąc przez obłoki wełny. Równie nieskuteczna i niefortunna metoda, oprócz braku większości danych można się (co najwyżej) nabawić licznych siniaków.
Po trzecie-gdy jest już posprzątane, zamiecione, wyniesione, no cud malina po prostu, a wykonanie pomiarów wydaje się najwłaściwszą i najprostszą  rzeczą....
Wtedy okazuje się że nie ma bata, coś jest nie tak.W poniedziałek jedna ściana ma 6m długości, we wtorek- 7m. Wysokości co chwila inne. Mierzę wzdłuż, w poprzek, po przekątnej. Fragmentami i po całości. Za każdym razem inaczej. Wszelkie próby wykonania rysunków instalacji spełzają na niczym, bo jak wytypować położenie kibla, skoro może wylądować w salonie? Przeżywam męki pańskie przez kilka dni, co noc śni mi sie miarka zapętlona na gardle...aż Tata wyciąga stare plany i okazuje się, że nasz dom jest idealnym trapezoidem, czyli kompletnie nie trzyma się kupy, o katach nie wspominając. Dwie ( pozornie) równoległe ściany różnią się długością o 120 cm!
Jak już do tego doszliśmy, to stwierdziłam że kibel może być gdziekolwiek, nawet w salonie.
I tak powstała wersja pod oficjalnym tytułem ŚLIMAK, nazwa robocza- WCenter, o której jutro...

1 komentarz:

inwentaryzacja pisze...

W końcu ktoś napisał jak tego nie robić ;P