Mam nadzieję że 2014 zaczął się dla Was równie dobrze, jak dla Waszej oddanej, niżej podpisanej. Bardzo proszę o uwagę- ponieważ to wiekopomne wydarzenie- udało mi się po raz pierwszy w życiu zrealizować noworoczne postanowienie. Co prawda z zeszłego roku....ale chyba się liczy. Jeszcze kilka lat i zostanę Indianą Jones, postanowienie rocznik 1989, lub przebiję wzrostem Cindy Crawford, postanowienie rocznik 1995. Póki co odbębniłam 2013, czyli poszłam na urlop.
Nie wymoczyłam się w ciepłych wodach, nie spaliłam na grzankę i nie spożyłam takiej ilości kolorowych drinków jak by to było w idealnym świecie, ale nie ma co narzekać, darowanemu urlopowi w zęby się nie zagląda, co wyleżałam to moje. Przez pierwsze dwa tygodnie miotały mną sprzeczne namiętności. Rozdarcie pomiędzy " OMG, przez miesiąc mam wyłączony służbowy telefon, komputer kurzy się w kącie, bosko!" a " Boże boże bożenko, a jeśli ktoś dzwoni, ile metrów tych listewek, mleko się rozlało, jak żyć?". W czwartym tygodniu miałam załamanie i prawie ( ale tylko prawie) siadłam do roboty, na szczęście powtórka Kevina w NY przywróciła mnie do pionu. Poziomu. Tygodnia trzeciego nie pamiętam...szare komórki zostały wyparte przez kalorie tworząc czarną, tłustą plamę na moim życiorysie.
Nie wymoczyłam się w ciepłych wodach, nie spaliłam na grzankę i nie spożyłam takiej ilości kolorowych drinków jak by to było w idealnym świecie, ale nie ma co narzekać, darowanemu urlopowi w zęby się nie zagląda, co wyleżałam to moje. Przez pierwsze dwa tygodnie miotały mną sprzeczne namiętności. Rozdarcie pomiędzy " OMG, przez miesiąc mam wyłączony służbowy telefon, komputer kurzy się w kącie, bosko!" a " Boże boże bożenko, a jeśli ktoś dzwoni, ile metrów tych listewek, mleko się rozlało, jak żyć?". W czwartym tygodniu miałam załamanie i prawie ( ale tylko prawie) siadłam do roboty, na szczęście powtórka Kevina w NY przywróciła mnie do pionu. Poziomu. Tygodnia trzeciego nie pamiętam...szare komórki zostały wyparte przez kalorie tworząc czarną, tłustą plamę na moim życiorysie.
Wiem; absolutnie, porażająco pasjonujące, ale wybaczcie, prawie 5 lat na to czekałam, to się jaram jak Natasza umywalką. Albo Wiśniewski filiżanką ( ciekawa ta nowa fascynacja polskich gwiazd ceramiką ).
W związku z tym że wszystko co dobre kiedyś się kończy, by zrobić miejsce na lepsze- czas wymienić abstrakcyjne połacie lenistwa na proste linie nowych projektów. Od kilku dni na tapecie jest TA Pani. Koła, kwadraty, trójkąty, marmury.
Projekt wkrótce;)
Projekt wkrótce;)
PS. Mimo poważnych lęków i strachu przed choiną, kupiliśmy na święta drzewko.
Nie było pseudo-eko kikutem utkniętym w doniczce z gliną.
Nie śmierdziało jak podniecony kocur.
Było nawet ładne.
Tylko rozsypało się, nim skończyłam je ubierać....
CHOINKA vs MAJKA- 4:0.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz