poniedziałek, 24 czerwca 2013

2/22. Hot in here

O
MÓJ
BOŻE

Ostatnie tygodnie to było morderstwo, funkcjonowałam w trybie 2/22, czyli 22h pracy i 2 godziny zastanawiania się, czy aby na pewno o czymś nie zapomniałam. Tak to właśnie jest, jak się ze wszystkimi umawiam na moment "gdy już będzie ciepło".

Nie ma co narzekać, się kręci, będzie co pokazywać. Przy okazji bardzo dziękuję wszystkim Osobom które mnie popędzały, dawały prztyczki w nos i klapsy z zupełnie innej strony, żebym się pardon nie opieprzała, tylko wrzucała nowe posty. W związku z czym wrzucam.

Zrobiło się CIEPŁO...

 

Ciepło jak to ciepło, jak go nie było to wszyscy narzekali, a jak jest to wszyscy narzekają.  Jako jedna z tych osób, która ostatnie mrozy pożegnała kilkudniową balangą i miesięcznym kacem ( oczywiście później jeszcze spadł śnieg ), wysokie temperatury na słupku przywitałam a jakże, kilkudniową imprezą i miesięcznym kacem. Oczywiście później spadł deszcz;).
Na serio, brak mi słów by opisać jak bardzo się tym latem cieszę. Ludzie na ulicy nie wyglądają już jak bezkształtne buki owinięte kilkunastoma warstwami szmat; aby dotrzeć do przystanku nie muszę czekać na pług śnieżny, a jedyne o czym trzeba pamiętać przed wyjściem z domu to: a) założyć majtki i b) zabrać kartę miejską. Bo mimo upałów panowie kanarowie nie odpuszczają, a z majtkami nigdy nie wiadomo, kiedy i na co się przydadzą. 
Pociągi dalej jeżdżą jak wykolejone, ale do tego to już wszyscy się zdążyli przyzwyczaić.
Wszystko byłoby naprawdę pięknie jak w "Modzie na sukces", to znaczy D miałby farbowane włosy i sztuczny podbródek, a ja bym  miała młodsze od siebie dzieci, gdyby nie to że z nastaniem słonecznych dni w mym domu, domku, domeczku...raju odzyskanym....ziemi obiecanej....jest tak *#$$$#@^&*(@#$%^&*() gorąco, że nie idzie wytrzymać. Mniej więcej o 6.30 rano zaczynamy jak ziemniaki delikatnie pyrkać pod przykrywką blaszanego dachu, o 8 nie mam mowy by przebywać tam bez dodatkowego tlenu, o 8.30 lepki gorąc spływa na niższy poziom mieszkania, za nic mając zasłony, wiatraki i obliczony z matematyczną precyzją system tworzenia przeciągów. Gorąc pozostaje z nami do godziny 21-22, kiedy to przekształca się w atak żądnych krwi komarów w ilości tak zmasowanej, że otworzenie okien równe jest samobójstwu, bądź też podzieleniu losu bohaterów słynnego horroru "Komary".





Rzecz jasna ani systemy schładzania, ani obrona przed komarami zupełnie się nie sprawdzają, więc ostatnio przypominam wiecznie spoconą biedronkę. A gdyby spódnica mojej Cioci w czerwone grochy (  we wzór  w świecie feszyn nazywany "polka dots"  z czego "dots" kumam ale dlaczego "polka " to już nie za bardzo) mogłaby się spocić, to byłabym właśnie tą spódnicą. Ostatnio w akcie ostatecznej desperacji zaczęłam nocować na podłodze przy jadalni, na gresie. W poszewce na kołdrę, zapiętej pod szyją. Jak jakaś larwa.

Ludzie ludziom, a konkretnie sama sobie, zgotowałam ten los. Bo uparłam się by wbrew sztuce okna połaciowe zrobić z tej, a nie z innej strony i całą naprawdę dobrze zrobioną izolację diabli piekielni wzięli i na szatańskim ogniu podgrzewają. Jednym słowem, jedną pieśnią:


Tylko mniej dziwek i hajsu.
W ten oto, tak pokrętny jak tylko się da sposób, chciałam napisać że w styczniu pomyślałam że latem będzie nam gorąco.
Zakupiłam w sklepie na I, cztery litery, belkę najtańszego materiału. Wymierzyłam okna, przeliczyłam zakładki, marszczenia, zapasy, wyszło mi X metrów. Pojechaliśmy do sklepu na I, cztery litery, w weekend o ile dobrze pamiętam bo to było piekło jeszcze większe niż te na poddaszu, i po dopchaniu się do działu z tkaninami zaczęliśmy odmierzanie materiału. Metr po metrze, odwijając i wymierzając kolejne połacie wyszło że potrzebujemy całą belkę, co D trzymającego przez 30 minut centymetr doprowadziło do stanu skrajnego załamania nerwowego. No, ale obejrzeliśmy sobie wzorki na całej beli, zawinęliśmy i bogatsi o tę wiedzę wróciliśmy do domu, odstawszy swoje w korkach.. Nastały ciemne czasy, szaruga za oknem nie sprzyjała myślom o odcinaniu światła, więc dopiero jak nam przysmażyło dupska pobiegłam do Taty by nas ratował. A Tata wyciągnął maszynę do szycia i wyczarował zasłony w których wzorek wchodzi we wzorek z dokładnością co do milimetra! Tylko nierówno powiesiłam, o czym będzie można się przekonać niedługo. Sesja fotograficzna zasłon musi być, wiadomo.  Na razie teaser:



A czy ja tu już byłam z Mona Lisą, czy jeszcze nie? Bo się do nas wprowadziła...



4 komentarze:

dee pisze...

Maju, w końcu... już myślałem, że nie żyjesz! Ostatnio zamawiałem plakaty i ... w oczy rzuciła mi się Lisa z fają, mówię zamawiam, ale nie, moja małoletnia jeszcze małżonka odradziła (nie żebym była stary :P) i co i teraz widzę ją u Ciebie. Kuźwa też muszą zamówić.

PS. "Tylko mniej dziwek i hajsu. " - gnieciesz :)

Anonimowy pisze...

tylko mniej dziwek i hajsu - Maju, You made my day...

Maja pisze...

No ładnie;) Ja się tu gotuję, a Wy tylko o dziwkach;). Polecam Mona Upalenizę, jest wyjątkowo wdzięczna!

mewka pisze...

łączę się w bólu wytopionym tłuszczem... blaszany rondel,czy szklarnia, wszystko jedno, bez rolet/zasłon/klimy nie podchodź. acha i mamy balkon w piekle, więc gdyby ktoś chciał się wybrać w zaświaty, to akurat mamy promocję!