czwartek, 9 sierpnia 2012
No i....
Myślałam że to pikuś, bułka z masłem i musztarda po obiedzie, tak sobie po prostu nie pisać...
Próbowałam, przysięgam, ale świerzbiło, kręciło, nęciło i tęskniło. Co najgorsze, inne pisanie bez tutejszej rozgrzewki szło mi jak gra polskich siatkarzy na olimpiadzie, a samo meritum, jądro jasności i sens życia mego czyli budowa - jakoś klapła. Ewidentnie mam syndrom Demi Moore i bez opublikowania postępów się nie liczy;) zatem dla zdrowia psychicznego własnego oraz (mam nadzieję) radochy Waszej postanowiłam reaktywować TUSIĘ.
Po drodze wiele się wydarzyło...
Amerykański łazik wylądował na księżycu;
Jeden z braci Wachowskich przestał się wahać i został siostrą;
I na pewno działo się coś jeszcze, ale po tym ostatnim newsie jakoś niewiele do mnie docierało.
W ramach nadrabiania budowlanych zaległości polecam material uzupełniający, w przyszłym tygodniu zapraszam na najnowszy artykul o czymś NA TEMAT, a od jutra wracam tu.
Hough!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Właśnie dziś postanowiłam sprawdzić czy piszesz i jest!!!
Prześlij komentarz