Ciężki Powrót Do Rzeczywistości ( po urlopowej wolności).
Gdybym była średnio rozpoznawalną pogodynką/ serialową aktorką/
właścicielką wielkiego sztucznego biustu/ lub też młodą panią przy
starszym znanym panie, pewnie po takiej wyprawie udzieliłabym w
zwiewnych szatach natchnionego wywiadu dla kolorowej gazetki w promocji
za 0,99, o tym jak to się związałam organicznie z naturą, że nawet
zabiegi lewatywy tak nie oczyszczają.
Ale średnio rozpoznawalną ... nie jestem więc o medytacyjno- duchowych walorach
rozpisywać się nie będę. Prawda była taka, że po kilkugodzinnych
przejażdżkach/ wędrówkach/ spływach kajakowych mózgi nam się przełączały
na funkcję żreć/ spać i to tyle w kwestii przemyśleń. Do czynności życiowych wykonywanych regularnie mogę jeszcze doliczyć rozdziawianie paszczy. Bo nie co dzień płynie się rzeką w otoczeniu 40 łabędzi, nie co dzień dzikie gęsi i nietoperze smyrają po włosach, nie co dzień dryfuje się po zamarzniętym jeziorze. Nie co dzień jest się jedynym turystą nie tylko w ośrodku, ale i całej miejscowości...nie co dzień też odwiedza się Znajomych- Nieznajomych, którzy w realu okazują się 300% bardziej udani niż w wirtualu. Choć wydawało się to Mission Impossible:). Zapraszam na bloga Agi, przy czym uprzedzam- wciąga!
Do stolicy wróciliśmy przed majówką, czyli załapalismy się na gradobicia, deszcze niespokojne i inne tego typu atrakcje, dzięki czemu mega intensywny i sportowy wyjazd zakończyliśmy kilkudniowym przewalaniem się po kanapach. A w niedzielę wyszło to słońce cholerne, wzbudzając mordercze instynkty u większości biedaków którzy poodmrażali sobie najbardziej wystające części ciała na nadmorskich deptakach, i z wrażenia spaliłam sobie plecy. Oraz nos.
I taki to był urlop, o.
PS. Głębokich przemyśleń na wyjeździe nie miałam, ale po powrocie, zainspirowana tym że można przeżyć kilka naprawdę cudownych dni o jednej bluzie, butach i spodniach, zaczęłam kompulsywne czystki w szafach. Odkryłam na przykład że mam kilkanaście par butów nowych, nigdy nie założonych, i jeszcze więcej ometkowanych ciuchów o których w większości nawet nie jestem w stanie powiedzieć skąd się tam wzięły.W związku z tym pozbywam się- może komuś coś w oko wpadnie.
PS2. Zapraszam jutro! Będzie news z rodziny barwnych.
2 komentarze:
Fotka z tym lecącym łabędziem naprawdę niezła. Napisz gdzie w ogólne byliście, jak długo itd.
Przeleciał tuż nad naszymi głowami, aż kajak zachybotało i...walnął w drzewo. Na szczęście przeżył;. Urlop kilkudniowy ( tylko, niestety) spędziliśmy w Krutyni- jeszcze przed boomem majówkowym. I właśnie wtedy to miejsce jest najpiękniejsze, bo w sezonie zdarzyło nam się stać w korku kajakowym na rzece;)
Prześlij komentarz