wtorek, 14 maja 2013

CPDR, czyli

Ciężki Powrót Do Rzeczywistości ( po urlopowej wolności).

Gdybym była średnio rozpoznawalną pogodynką/ serialową aktorką/ właścicielką wielkiego sztucznego biustu/ lub też młodą panią przy starszym znanym panie, pewnie po takiej wyprawie udzieliłabym w zwiewnych szatach natchnionego wywiadu dla kolorowej gazetki w promocji za 0,99, o tym jak to się związałam organicznie  z naturą, że nawet zabiegi lewatywy tak nie oczyszczają.  

Ale średnio rozpoznawalną ... nie jestem więc o medytacyjno- duchowych walorach rozpisywać się nie będę. Prawda była taka, że po kilkugodzinnych przejażdżkach/ wędrówkach/ spływach kajakowych mózgi nam się przełączały na funkcję żreć/ spać i to tyle w kwestii przemyśleń. Do czynności życiowych wykonywanych regularnie mogę jeszcze doliczyć rozdziawianie paszczy. Bo nie co dzień płynie się rzeką w otoczeniu 40 łabędzi, nie co dzień dzikie gęsi i nietoperze smyrają po włosach, nie co dzień  dryfuje się po zamarzniętym jeziorze. Nie co dzień jest się jedynym turystą nie tylko w   ośrodku, ale i całej miejscowości...nie co dzień też odwiedza się Znajomych- Nieznajomych, którzy w realu okazują się 300% bardziej udani niż w wirtualu. Choć wydawało się to Mission Impossible:). Zapraszam na bloga Agi, przy czym uprzedzam- wciąga!




Do stolicy wróciliśmy przed majówką, czyli załapalismy się na gradobicia, deszcze niespokojne i inne tego typu atrakcje, dzięki czemu mega intensywny i sportowy  wyjazd zakończyliśmy  kilkudniowym przewalaniem się po kanapach. A w niedzielę wyszło to słońce cholerne, wzbudzając mordercze instynkty u większości biedaków którzy poodmrażali sobie najbardziej wystające części ciała na nadmorskich deptakach, i z wrażenia spaliłam sobie plecy. Oraz nos.

I taki to był urlop, o.

PS. Głębokich przemyśleń na wyjeździe nie miałam, ale po powrocie, zainspirowana tym że można przeżyć kilka naprawdę cudownych dni o jednej bluzie, butach i spodniach, zaczęłam kompulsywne czystki w szafach. Odkryłam na przykład że mam kilkanaście par butów nowych, nigdy nie założonych, i jeszcze więcej ometkowanych ciuchów o których w większości nawet nie jestem w stanie powiedzieć skąd się tam wzięły.W związku z tym pozbywam się- może komuś coś w oko wpadnie. 

PS2. Zapraszam jutro! Będzie news z rodziny barwnych.

2 komentarze:

dee pisze...

Fotka z tym lecącym łabędziem naprawdę niezła. Napisz gdzie w ogólne byliście, jak długo itd.

Maja pisze...

Przeleciał tuż nad naszymi głowami, aż kajak zachybotało i...walnął w drzewo. Na szczęście przeżył;. Urlop kilkudniowy ( tylko, niestety) spędziliśmy w Krutyni- jeszcze przed boomem majówkowym. I właśnie wtedy to miejsce jest najpiękniejsze, bo w sezonie zdarzyło nam się stać w korku kajakowym na rzece;)