poniedziałek, 26 września 2011

Grunt, że na biało

...i zaczyna wyglądać jak moje.

Pisałam juz o tym, że dziwnym zbiegiem okoliczności zapomnieliśmy o wyciągnięciu górnego oświetlenia w kuchni.
Ups.
Martwiłam się tym umiarkowanie, to znaczy troszku aż do wczoraj- gdy przeczytałam w Vivie, że pewna polska aktorka kupiła w pewnej zimnej krainie starą chatę i w ogóle nie ma tam prądu, a jakoś żyje ( na bogato!!) - więc jest nadzieja.

Przedsmak rekultywacyjnej eko- metamorfozy dla rozluźnienia atmosfery...

...oraz kolejna przymiarka do podłogi, na sucho.
Codziennie wspinam się na piętro, niby coś maluję, szlifuję, a tak naprawdę ciągle gapię się w te płytki jak sroka w gnat i rozmyślam, w którą stronę je ułożyć. Ostatnio wypróbowałam nawet jodełkę i wyglądało super; tkwię w rozkroku nad kilkoma wzorami, dosłownie.

Ogólnie mam wrażenie że najwięcej czasu przy tym remoncie spędziłam nie na zacieraniu, tylko na dumaniu, choć dotąd było mi to wybitnie obcą  dziedziną życia.Szczerze mówiąc różnych rodzajów pobudzenia po tym pierdolniczku się spodziewałam, ale intelektualnego nigdy;)
W przypadku projektów dla klientów nie mam wątpliwości; świadomie lub mniej, ale zawsze wiem -co, gdzie , do czego, w jaki sposób. Klocki układają się w logiczny sposób. Ze sobą dostaję już szału i wytrzymać nie mogę, chyba zacznę zwracać się w myślach do siebie per ,,pani", może wreszcie blokada opadnie.

Brak komentarzy: