Nie wiem jak u Was, ale u mnie w domu Boże Narodzenie zazwyczaj kończy się żywnosciową traumą i zagrażającymi życiu odleżynami. Obiecałam sobie że w tym roku będzie zupełnie inaczej i zamiast tarzać się ze zgagą w wyrku zrealizuję wreszcie wszystkie swiąteczne marzenia rodem z hamerykańskich filmów. Wiecie- sniadanie na poduszkach rozwalonych pod choinką,w piżamie w kratkę i wełnianych skarpetach. Romantyczny spacer oswietloną aleją, lepienie bałwana z przyjaciółmi, rzucanie się snieżkami z chłopakiem, grzaniec w przytulnym barze, itd itp....Przez kilka ostatnich lat w Wigilię kończyłam jeszcze projekt koncepcji, a pierwszy dzień swiąt siedziałam nad instalacjami wiec naprawdę miałam niedobór gwiazdkowego kiczu. Na dodatek nie zaliczyłam w tym roku Kevina (yhm yhm), więc trzeba było ratować te swięta natychmiast.
Łatwo powiedzieć, trochę trudniej zrealizować, a jak jeszcze doda się do tego warunki atmosferyczne...cóż, nawet najukochańszy Chłopak i najlepsi przyjaciele nie wyrazili ochoty rzucania się brązowym sniegiem, o tarzaniu nie wspominając. Świąteczne sniadanie spędzilsmy na takim kacu, że gdybym naraz zobaczyła kratkę i mrygające swiatełka chyba nastąpiłby by zwrot. Sytuację miał uratować spacer aleją, niestety okazało się że na ten sam pomysł wpadła cala Warszawa i utknęlismy w błocie po kostki w pieszym korku. Trzeba przyznać- rzęsicie oswietlonym. Hanka w tym roku dała czadu! Brokatowe galoty na latarniach i podswietlony na różowo Zamek Królewski robią wrażenie, choć myslałam że po budowie metra już nic mnie ruszy.
Nie ma jednak tego złego- na Krakowskim włączylismy opcję "tratuj, nie przepraszaj", zbieglismy na Mariensztat gdzie było może mniej rzęsiscie ale cicho, pięknie i odswiętnie, później pokonalismy kilka wzgórz, dolin, kilkaset schodków i rumiani jak bułeczki dotarlismy do wesołego miasteczka. Na diabelskim młynie dosć dosadnie wykrzyczelismy co sądzimy o Pałacu Kultury widzianym z takiej wysokosci i gdyby nie to że języki by nam przymarzły do metalowego trapu po opuszczeniu gondoli pewnie skończyłoby się całowaniem TEJ ZIEMI.
Wnioski?
Wszędzie dobrze, ale w łóżku jednak najlepiej. A najfajniejszą posciel na swiecie jest z By Nord.
Przepraszam za brak małego Ś, od którego powinny zaczynać się słowa takie jak swierk, swięta i sliwka. Niestety małe Ś postanowiło żyć na własny rachunek i opusciło klawiaturę. Miało do tego Święte prawo...
4 komentarze:
Powinnaś napisać książkę, a ja ją na pewno kupię. Twoje wpisy napisane są indywidualnym, dowcipnym językiem i pełne są trafionych spostrzeżeń albo przemyconych rad. Gratuluje i zazdroszczę :) Jeszcze się tu na pewno wetnę nie raz z moją pochwałą, to jak już stanę się nudna, to mnie ubij ;) Pozdrawiam Noworocznie i Poświątecznie :) M.
No no, proszę uważać z tymi pochwałami bo naprawde się wezmę i cos napiszę;)
A tak całkowicie serio- mylę o tym od pewnego czasu, tylko jeszcze się nie zdecydowałam na konkretny gatunek. Thriller budowlany? Romans sklepowy? A może komedia malowana na czarno?
super jest ta pościel normalnie sie zakochałam tylko ta cena!!!szok! i widze ze mam podobne podusie z wiewiorą :D
Jysk rzadzi! Strasznie długo polowałam na poduchę z wywiórem, ale ceny w By Nord rzeczywiście powalające....a w Jysk 29,90. I też wymiata;)
Prześlij komentarz