Bardzo długo myślałam o tym, jaka powinna być pierwsza choinka w nowym domu. Pierwsze koncepcje pojawiły się już jakieś pół roku temu, co może świadczyć pewnych zaburzeniach;) i od tamtej pory przynajmniej raz na tydzień zmieniałam zdanie. Po zeszłorocznej wtopie zaklinałam się że z żywą won i w tym roku sama zrobię drzewko, najlepiej z hipsterskiej sklejki. Zawodowy młyn zaowocował obietnicą że wszystko w te święta będzie slow i eco.Wiecie, papierowe gwiazdki, rekordowo długi łancuch dziergany na szydełku itd.Hm. Hmm hmm.
Otóż zaprosiłam tydzień temu gości na śledzika i nagle, znienacka, okazało się że jestem w przedświątecznej życi, do której z powodzeniem mogę także włożyć półroczne mentalne przygotowania. Sobotni poranek rozpoczął się zatem dzikim wrzaskiem ( gdy zaspałam jakieś 4h i zorientowałam się że nie zdążę już zrobić tej cholernej choinki). Później nastąpił szalony galop po domu oraz okolicznych przybytkach w poszukiwaniu czegoś co mogłoby zasymulować długotrwałe przygotowania i zrobić natychmiastowy efekt. W ciągu godziny zorganizowaliśmy choinkę ( oczywiście żywą) i kilometry światełek ( które zastąpiły wszystkie dekoracje). W przypływie chorego entuzjazmu stwierdziłam jeszcze że zrobię gwiazdki- origami, którymi obsypię dom nim przyjdą goście. Takie, jak wyżej.
Wydaje się banalnie proste, prawda? Powodzenia ;) Zrobiłam jedną i gwiazdki z hukiem wypadły ze świątecznego programu. Na szczęście okazało się że to TEN moment, w którym ZND / Zupełnie Nieprzydatne Duperele/ mają swoją chwilę sławy. Za pomocą poniższych pozycji udało mi się opędzić choinkę w dwie minuty:
Niezastąpiony jutowy worek z marketu, idealnie maskuje obskurne wiaderko |
+ dla smaku
I śnieg. Śnieg. Dużo śniegu!!! |
Bombka. Jedna jedyna, jaką posiadam, kupiona na za 4PLN na wyprzedaży |
Jeżeli ktoś się zastanawia co w tym zestawieniu robią przedpotopowe filiżanki, to spieszę z wyjaśnieniami. Od czasu mojej wyprowadzki rodzicielka robi czystki w szafach i co chwilę przynosi mi jakieś niezwykle praktyczne i wielkiej urody utensylia, typu stojak na banany. Zawsze z tekstem- się przyda . Tak też było z filiżankami i okazało się że MATKA naprawdę MA ZAWSZE RACJĘ. Odkręciłam eleganckie plastikowe uszka i mam minimalistyczne osłonki na tealighty.
Na zdjęcia efektu całościowego zapraszam jutro, a dziś wczuwamy się w świąteczny nastrój. Pyzate elfy, dzwoneczki i ...bimbały. Jest super:)
3 komentarze:
śnieg i bombka renifera rewelka ale tealighty wymiatają :) i jakie vintage :)))) czekam do jutra zatem
Oprócz tego, że podoba mi się twój styl w kwestii wnętrz, to zajebiście piszesz. Dzięki wielkie za tekst o porządkowaniu. Bardzo poprawił mi humor:)
Świetny pomysł na ten worek, u mnie gąsiory :) całość wygląda super!
Prześlij komentarz