poniedziałek, 25 lipca 2011

Wpis dwudziesty. Historia pewnego stołeczka

Niedawno wspominałam o imprezowym stołeczku. Stołeczek zaskoczył mnie       ( jak na razie ) dwukrotnie.
Pierwszy raz gdy się spotkaliśmy.
Był ciepły ( aaaa może nie... chyba  padało) i jak zwykle  przemiły wieczór, wina dużo , nigdy za wiele. W którymś momencie wycieczka na stację okazała się nieunikniona .Zobaczyłam GO gdy wracaliśmy. Stała taka bida na śmietniku, zmoknięta ( czyli jednak padało), obdrapana, prześliczna, po prostu nie mogłam go zostawić.
Grupka dresiarzy pewnie długo nie zapomni widoku chwiejącej się na szpilkach dziewczyny która w pewnym momencie stanęła jak wryta przed stertą zamokniętych śmieci, krzyknęła gromko ,,omójboszeszlicznystoeczek aaaaaaaa szemuś tutachisami",  porwała zdezelowany mebel w objęcia i starając się wyglądać tak majestatycznie jak tylko można wyglądać będąc nietrzeźwą, na szpilkach, ze stołkiem, przemaszerowała obok i  zniknęła w bramie. 

Po czym postawiła stołeczek w kąt,  zapomniała  i  wróciła do domu ( też nie pamięta jak) . Następnego dnia rano stołeczek wywołał zaskoczenie po raz drugi- stał na dworze, na ganku pod drzwiami, w głowie zaczęło mi coś powoli się układać i przysięgam że poczułam się jakbym zostawiła na mrozie szczeniaka, którego dopiero co przygarnęłam ze schroniska. Stołeczek został dokładnie umyty, oszlifowany papierem ściernym i czeka na renowację. W ciepłym i bezpiecznym miejscu dodam, by uspokoić wszystkich obrońców bezdomnych stołeczków.

stołeczek rano, pod drzwiami...
i po pierwszych zabiegach

2 komentarze:

Jacek pisze...

Dobrze, ze go przygarnelas, ma potencjal :) mk

Maja pisze...

szukam mu braciszka, gdybyś kiedyś spotkał-wykluł się na Kazimierzowskiej...