U nas na klatce już jasno- po cięzkich walkach wewnętrznych zrezygnowałam z układania kabli w napisy. Tata i tak się nieźle narobił przy tym prostym układzie, za zawijasy chyba by mnie zamordował. Nie ma jednak tego złego, bo zostało mnóstwo miejsca na ekspozycję moich bohomazów - wreszcie, po kilku latach zobaczą światło dzienne, tylko muszę kupić szkło i ramy, na co pewnie wydam fortunę ( nie opierniczam się z formatami, takie wielkości ściany są akurat;). Pewnie będą to któreś z tych:
Albo tych:
Albo innych....
Podsumowując- udały nam się trzy rzeczy.
1) za wszystko co jest związane z oświetleniem klatki, czyli pierdyliard metrów czarnego kabla, haczyki, włączniki, puszki oraz oprawy/ lampy sztuk 5 zapłaciliśmy niecałe 500zl
2) system działa! Ponieważ nie mamy włączników schodowych, tylko z każdego można włączyć wszystkie światła ( nie wiem jak to się fachowo nazywa) a włączniki są 4, zrobiła się ponad 20 kabli do połączenia. Do końca nie mieliśmy pojęcia, czy stykną;)
3) Żeby nie było zbyt pięknie, oczywiście zapomnieliśmy o jednym gnieździe, bardzo ważnym, służącym mianowicie do podłączenia światełek oplatających balustradę. Jak dla mnie święta bez światełek to żadne święta, więc łaziłam koło tej ściany na której gniazda zabrakło i kombinowałam, kombinowałam, aż wykombinowałam że pociągniemy tam kabel pod opaską wokół drzwi. Święta uratowane!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz