wtorek, 18 grudnia 2012

138. You Look Great

Zazdrość rzecz straszna.
Pozazdrościłam koleżance- projektantce, która każdy projekt ma w osobnym folderze, z pięknymi tematycznymi albumami, zakładkami ze skrótami, opisanymi datą i symbolem zdjęciami i jeszcze spisem treści na wypadek gdyby wszystko inne zawiodło ( co jest absolutnie niemożliwe, ale). U mnie zawsze zapisywanie projektów czy dokumentacji polegało na tworzeniu dość abstrakcyjnej sieci  powiązań, np: założyłam kilka lat temu folder o nazwie " ładne" i najpierw wrzucałam tam ściągnięte z netu zdjęcia, a  później wszystko jak leci. Projekty regularnie zapisywałam w folderze " kolorowe" albo "na jutro" ( sprzed 2010 roku). Mam około 10 folderów pod nazwą "ważne", a i tak wszystko wrzucam do "wykonawcze". Projekty klientów z 2012r z uporem maniaka zapisywałam w folderze "mój remont", natomiast dokumentację swojego remontu umieściłam w "zdjęcia wakacje 2011". Nazewnictwo plików również wyzwala we mnie wulkany kreatywności. Jak coś jest ok, zapisuję jako "ok", "fajne", "jest dobrze" albo "jeee".  Jak nie skończę, nazywam plik "prawie" ( mam "prawie" od 1 do 200). Wersje, powiedzmy delikatnie mniej udane, zwykle mianuję "k...ami". Ich też jest około 200.
Niecenzuralny nawyk został mi jeszcze z czasów studenckich; regularnie coś mi nie wychodziło, więc miałam na kompie prawdziwy Pigalak. Któregoś razu zapomniałam zmienić nazwę i wysłałam jednemu z Profesorów plik okraszony nie tylko "k..ą," ale także dosadnym przymiotnikiem opisującym ten najstarszy zawód świata. Zorientowałam się jak już było za późno by wyrwać kontakt z gniazda. Następnego dnia, czerwona jak gotowany burak stawiłam się na korekcie. Profesor powiedział że projekt nie był taki zły i wystarczyłaby sama "k...a", bez przymiotnika. Dostałam 4+.

Wracając do sedna- miałam ten swój burdelik i wszystko było w nie- porządku. Cieszyłam się nawet że:
a) to taka moja własna wersja MEMO i trenuję pamięć
b) gdyby ktoś chciał mi wykraść dane prędziej popełniłby samobójstwo za pomocą klawiatury, niż znalazł to czego szuka....

Dopóki nie zobaczyłam organizacji Miss Projektów. Uhhhhhh.
Próba poukładania historii remontu w oddzielnych folderach, albumach, zakładkach skończyła się takim pierdolnikiem na kompie że już kompletnie nie mam pojęcia gdzie co jest. Co jakiś czas wydaję okrzyki radości przy okazji odkrywania zaginionych plików, ale jedną dokumentację mieszkania 80m.kw musiałam robić od początku. Nad ranem, jak skończyłam, okazało się że jest zapisana tuz obok jako "taka taka". No przecież!

W ten oto sposób  bezpowrotnie ( w moim mniemaniu) utraciłam część zdjęć ściągniętych z aparatu. Kartę zdążyłam już 3 razy wyczyścić, na nową sesję nie miałam czasu i stąd wielka nieobecna na blogu- łazienka. 
Ale święta tuż tuż, czas cudów przed nami i foty znalazły się w "dokumentacji wod-kan". I powiedzcie, że to nie ma sensu!!

 Brakuje listew przypodłogowych, oświetlenia nad lustrem, uszczelnień... zdjęcia są sprzed kilku tygodni, gdy nie było mnie jeszcze stać na lustro. Powiem szczerze że teraz, gdy zwierciadło się pojawiło, tęsknię za tą bezpieczną afirmacją;)





jeden z najlepszych prezentów jakie dostałam- podpórka na książkę i kieliszek wina. Z wanny regularnie wychodzę pomarszczona;)








5 komentarzy:

dee pisze...

Gicior... że tak się wyrażę. Maju, co ja Ci będę pisał, że tak, czy siak, przecież wiadomo, że "podobo mi sie z cały epy"... yyy znaczy czekam na kolejne zdjęcia.
PS. Zawsze rano gdy w pracy odpalam kompa, to zaraz wchodzę na "wmaju2" i patrzę: eee jeszcze nic nowego nie wrzuciła, no to trzeba zajrzeć na skyscrapercity.

lasche pisze...

No jak Ty mogłaś powiesić tam lustro ...w życiu bym nie dała zasłonić tak wyrazistego napisu ...i to z własnej inicjatywy..a prosiaki górą ...mam do nich sentyment :)

Maja pisze...

chrum chrum;)

Maja pisze...

Dee, po raz kolejny strzeliłam buraka- mimo że siedzę sama przed kompem;). To naprawdę niesamowite słyszeć/ widzieć takie słowa, +100 do motywacji. Postaram się wrzucać więcej postów nad ranem!

mewka pisze...

Majka, mówią że zazdrość to zła cecha... i mają rację. co z tego, że miałabyś porządek w folderkach, jeśli nie mogłabyś podzielić się tą opowieścią prawie-wigilijną, przy której ludzie spadają z krzeseł i płaczą... ze wzruszenia :D